Trzecia rocznica wstrząsającej zbrodni we wsi Borowce
Cała tragedia rozegrała się w nocy z z 9 na 10 lipca 2021 roku we wsi Borowce. Jacek Jaworek z zimną krwią zastrzelił swojego brata Janusza, jego żonę, Justynę i ich 17-letniego syna Jakuba. Po wszystkim uciekł z miejsca zdarzenia i do dziś nie został odnaleziony.
Od trzech lat cała Polska zastanawia się, jakim cudem Jaworkowi udało się uniknąć schwytania. Wydano za nim Europejski Nakaz Aresztowania, został też objęty czerwoną notą Interpolu. Nowe światło na sprawę rzucają częstochowscy policjanci, którzy w rozmowie z portalem Onet.pl opowiedzieli, jak wyglądało nocne zgłoszenie i sobotni poranek.
Akcją poszukiwawczą dowodzili niedoświadczeni policjanci
Z ich relacji wynika, że nie od razu wszczęto alarm, nie postawiono na nogi wszystkich policjantów. Dyżurny na miejsce zbrodni wysłał patrol policji z Koniecpolu, który jest oddalony o 10 km.
Początkowo podejrzewano, że doszło do zabójstwa rozszerzonego, czyli takiego, w którym jeden z domowników pozbawia życia swoich członków rodziny, a następnie sam odbiera sobie życie. Dlatego też nie zarządzono blokady dróg, których we wsi są zaledwie trzy. Tym samym Jaworek mógł uciec w dowolnym kierunku.
Jeden z policjantów w rozmowie z Onetem przyznał, że kryminalni zbyt późno dołączyli do akcji. Do komendy mieli dotrzeć po godz. 7 rano, czyli kilka godzin do tragedii.
Co więcej, jak podaje serwis Onet.pl ówczesny komendant częstochowskiej policji Dariusz Atłasik nie nadzorował poszukiwań Jaworka ani nie brał w nich udziału. Z samego rana 10 lipca miał pojechać na Jasną Górę, gdzie o. Rydzyk i Radio Maryja obchodzili jubileuszową, trzydziestą pielgrzymkę.
Na początku akcją poszukiwawczą we wsi Borowce dowodzili niedoświadczeni policjanci z Koniecpola oraz zastępczyni komendanta. Niestety, zdaniem częstochowskich mundurowych jej "kompetencje ograniczały się do zajmowania drogówką i statystyką. Mówiliśmy na nią "pani kalkulator", bo tak bardzo dbała, aby słupki się zgadzały".
Morderczy szał Jaworka przeżyła jedna osoba. 13-latek schował się w szafie
Jedyną osobą, która uszła z życiem, był wówczas 13-letni syn Janusza i Justyny, Ganni. Chłopiec schował się w szafie, a po wszystkim uciekł do sąsiadów. Od tamtej pory jest pod opieką cioci, Iwony.
Do tej pory udało się ustalić, że Jacek Jaworek był kłótliwy i często wszczynał awantury o ojcowiznę z bratem. Na jego agresywne zachowania uskarżała się szwagierka, Justyna.
Kilka dni przez tragedią rodzina zgłosiła na policję, że Jacek Jaworek im grozi. Co więcej, tej samej nocy, gdy doszło do tragedii, jego bratowa znów wykręciła numer alarmowy. Niestety, kilka chwil później już nie żyła.
Poszukiwania Jacka Jaworka zostały zawieszone przez Prokuraturę Okręgową w Częstochowie. Mimo to nadal prowadzone są czynności zmierzające do ustalenia miejsca jego pobytu. Brana jest również pod uwagę wersja, że mężczyzna nie żyje.