Gdy w niedzielny poranek szykowałam się do wyjścia, czułam narastający wewnątrz stres. Zgłosiłam się jako wolontariuszka do pomocy w Ministerstwie ds. Samotności, które z okazji 32. finału WOŚP przygotowało dla kwestujących wolontariuszy ciepły posiłek. Choć ze względu na moją pracę powinnam być przyzwyczajona do poznawania nowych ludzi i tak za każdym razem, gdy jadę na spotkanie, zaczynam się stresować.
Ale gdy tylko przekroczyłam próg Ministerstwa ds. Samotności, całe napięcie ze mnie opadło jak za dotknięciem magicznej różdżki. Z wielkim uśmiechem na twarzy przywitała mnie Sylwia, którą poznałam ostatnio, gdy wybrałam się do Bistro Spichlerz na obiad z przyjaciółką. Chwilę później uścisnął mnie Rafał, wolontariusz i powiedział: "Dobrze, że jesteś". Od razu poczułam się lepiej.
Każdy może pomagać, trzeba tylko chcieć
Zmotywowana, ruszyłam poznać resztę. Za ladą stała Anastazja, uczennica liceum w Dąbrowie Górniczej, która co sobotę z Sosnowca przyjeżdża do Katowic, by pomóc w Bistro Spichlerz.
Obok kręciła się Maja, studentka i pracownica fundacji Wolne Miejsce, która zaczęła swoją karierę od wolontariatu, gdy miała 16 lat.
Pojechałam gotować na przejściu granicznym w Medyce, gdy byłam w ostatniej klasie technikum. Miałam zostać tydzień, a spędziłam tam kilka miesięcy. Do Polski przyjeżdżałam tylko, żeby pisać sprawdziany. Całe szczęście, że się wcześniej przykładałam do nauki, bo dzięki temu zdałam maturę - śmieje się Maja.
Poza tym w niedzielnej akcji wzięły udział jeszcze cztery osoby. Był Michał z Dąbrowy Górniczej oraz Beata, która na co dzień pracuje w sklepie socjalnym Spichlerz na Osiedlu Tysiąclecia w Katowicach. Poza tym działa jako koordynator w stowarzyszeniu Dwie Kreski, które pomaga ciężarnym kobietom w trudnej sytuacji życiowej.
Choć Beata spotyka się tam z prawdziwymi dramatami, stara się nie tracić pogody ducha. Energiczna i ciągle roześmiana, bez przerwy przegadywała się z Anią i Irkiem. Oboje poruszają się na wózkach inwalidzkich i od kilku lat działają jako wolontariusze w Wolnym Miejscu. Bo - jak mówi Ania - sami kiedyś od fundacji pomoc otrzymali.
Latem, gdy więcej się dzieje, jeździmy po różnych miastach i gotujemy. Kiedyś na przykład był ktoś potrzebny, żeby przekrawać bułki do hot-dogów i tym się zajęliśmy. Jak się chce, to się da pomagać w każdej sytuacji - dodaje.
I to właśnie w takim znakomitym składzie przywitaliśmy wolontariuszy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Ministerstwo ds. Samotności to magiczne miejsce
Jak tłumaczy mi Sylwia, od czasów pandemii Fundacja Wolne Miejsce włącza się w akcje Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Gdy jeszcze obowiązywały obostrzenia, ciepłe posiłki dla serduszkowych wolontariuszy wydawano na zewnątrz. W tym roku - dzięki otwarciu Ministerstwa ds. Samotności - można było ich zaprosić do ciepłego i przytulnego wnętrza Bistro Spichlerz.
Jako pierwsze odwiedziły nas dwie nastolatki, które kwestowały w okolicy. Chodziły głównie wzdłuż ul. Mikołowskiej i stały pod kościołem św. Apostołów Piotra i Pawła. - Dobrze nam idzie, dużo ludzi się zatrzymuje, uśmiecha i wrzuca datki. Ale był taki jeden pan, co po mszy do nas podszedł i powiedział, że Owsiak to złodziej i że jesteśmy wysłannikami Szatana - mówi jedna z nich.
Zrobiło mi się przykro, że dwie Bogu ducha winne nastolatki muszą wysłuchiwać obelg od obcych ludzi, bo przez ostatnie lata politycy PiS robili wszystko, by zmieszać z błotem największą akcję charytatywną w Polsce. Na szczęście dziewczynom ten wybryk starszego pana nie zmącił humoru.
Wypiły herbatę, poszły kwestować dalej, a później jedna z nich wróciła z rodzicami i siostrą. Jeszcze nie wszyscy zdążyli ściągnąć kurtki, gdy tata zaczepił Sylwię: "Słyszałem, że tutaj organizujecie warsztaty. Ja uczę boksu, mógłbym tutaj coś poprowadzić w ramach wolontariatu".
Sylwia uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo. Gdy spotkałyśmy się po raz pierwszy, opowiadała mi o prawniku, który przyszedł do Bistro Spichlerz na kawę i zaoferował, że mógłby udzielać porad potrzebującym. Wtedy nie do końca potrafiłam uwierzyć, że ludzie przychodzą tutaj i ot tak proponują pomoc. Sylwia powiedziała, że to "magia" tego miejsca. Teraz na własne oczy przekonałam się, że coś w tym jest.
Dzień jako wolontariuszka to dzień dobrze spędzony
Przez cały dzień odwiedziło nas kilkudziesięciu wolontariuszy WOŚP w najróżniejszym wieku. Były kilkuletnie dzieci, jak 4-letnia Halinka i jej brat, młodzież szkolna i studenci, a także seniorzy. Atmosfera była niezwykła - wszyscy przychodzili uśmiechnięci, opowiadali różne historie i jak jeden mąż dziękowali za "pyszną pomidorową". Do Ministerstwa zawitał także wiceprezydent Katowic Jerzy Woźniak oraz kierownictwo fundacji Wolne Miejsce - prezes fundacji Mikołaj Rykowski i dyrektor generalna Marta Wilczyńska.
Jako wolontariuszka pomagałam wszędzie - wynosiłam jedzenie na salę, nalewałam do kubków kawę i herbatę, a nawet zahaczyłam o zmywak. Wróciłam do domu trochę zmęczona, ale z poczuciem satysfakcji z dobrze spędzonego dnia. Bo naprawdę warto pomagać.