„Odprawmy czarną uroczystość,Czarną uroczystość,Dziś wieczorem…”
— Depeche Mode, „Black Celebration”
Każdy z mojego pokolenia choć raz słyszał o Tomku Beksińskim. Tomek wyprzedził swoją epokę. Stworzył własny świat – pełen dźwięków, emocji i poezji – i zaprosił nas do swojego muzycznego teatru.
6 czerwca 1985 roku rozpoczął swoją radiową podróż, która trwała do 18 czerwca 1990 roku. Dziś wiem, że w tę podróż zabrał również mnie.
To był czas wtorkowych audycji spod znaku new romantic. Mieliśmy szczęście – my, jego słuchacze – bo Tomek dawał nam także niedzielne kazanie w audycji „Studio Stereo zaprasza”, znanej powszechnie jako Wieczór płytowy (a może to były audycje naprzemienne z Markiem Gaszyńskim?). Moja kuzynka Małgosia, fascynowała się w tym czasie muzyką, jak mówił sam Gaszyński – „muzyką łatwą, prostą i przyjemną”. W jego teatrze odbywały się utwory z pogranicza Modern Talking.
Jednakże każdy z nas czekał – ja na pewno! – z niecierpliwością na zakończenie wiadomości i ten charakterystyczny moment: szum w lewej kolumnie, za chwilę w prawej, przemiennie. To był znak – zaczyna się uczta dla zmysłów z Tomkiem Beksińskim.
Każdy utwór prezentowany przez Tomka Beksińskiego był przygodą
Tomek był gospodarzem audycji co drugą niedzielę. Te spotkania były wyjątkowe – każdy utwór był przygodą, a jego tłumaczenia i komentarze otwierały przed nami nowy świat. Łączył wiedzę o muzyce, poezji i literaturze z niezwykłą wrażliwością. Potrafił mówić o utworach tak, że stawały się literackimi miniaturami.
Radioodbiornik zamieniał się wtedy w ołtarz – z zieloną iluminacją wskaźników i czerwoną diodą STEREO. U mnie był to niezniszczalny odbiornik Elizabeth Stereo z świdnickiej Diory.
Dramat zaczynał się wtedy, gdy sygnał znikał, a dioda gasła lub migała! Cisza w eterze lub szumy bolały. Wtedy pojawiał się prawdziwy lament – większy niż w słynnym utworze Ultravox. To było jak słuchanie świata tylko na jedno ucho.
Beksiński przyciągał do Radiowej Dwójki
W tamtych czasach Beksiński był magnesem Radiowej Dwójki. To tu grała dusza nowej fali, podczas gdy Trójka Marka Niedźwieckiego nadawała Listę Przebojów i wprowadzała nas w świat muzyki popularnej.
W tle rozbrzmiewały głosy radiowych legend – Piotra Kaczkowskiego z jego kultowym MiniMaxem czy Pawła Sito z audycji Radio Nieprzemakalnych. To właśnie tam poznaliśmy alternatywne brzmienia, takie jak Jesteśmy nieprzemakalni zespołu Sztywny Pal Azji –hymn naszego młodzieńczego buntu.
Ja nigdy nie byłem w Jarocinie – może i szkoda, ale to nie była moja liga. Za to pamiętam starszych „sąsiadów” – nie kumpli, raczej miłośników punkowych brzmień. Każdy znał kogoś takiego: Zawiszę, Ulego, Siwą, Czarno. To był mój sąsiedni underground.
Moim światem była muzyka Tomka. Beksiński łączył młode pokolenie Polaków, przekazując nam dźwięki nowej generacji new romantic.
W radiu można było wtedy usłyszeć całe longplaye – winylowe krążki obracające się powoli, szumiące, ciepłe. Zmiana strony A na B była rytuałem. Nagrywaliśmy te audycje na kasetach i szpulach, przechwytując muzykę z drugiej strony żelaznej kurtyny. To była uczta – dla duszy i dla uszu. Łączyła nas ta celebracja, czarna uroczystość, czarna uroczystość, dziś wieczorem…
Analogowy świat to uczta dla duszy i uszu
Świat był wtedy całkowicie inny – analogowy. Słuchawki na kablu, brak pilotów, brak przenośnych odtwarzaczy. Telewizory co najwyżej miały przewodowe piloty, a telefony – tarcze i kable. Internet, a co to za fantastyczna nazwa? W Polsce to nieznana rzecz pojawiła się symbolicznie w 1991 r. Tak to prehistoria, jesteśmy dinozaurami lub bumersami! Dopiero zaczynała się era magnetowidów i teledysków.
W 1987 roku na Wyspach Brytyjskich wystartowało MTV Europe, a pierwszym klipem było Money for Nothing zespołu Dire Straits. O tym, że nasz czas nieuchronnie przemija, świadczy fakt, iż 31 grudnia 2025 roku zakończy działalność kolejna ikona popkultury – stacja MTV. Kilka lat wcześniej zniknęła już inna kultowa marka – magazyn BRAVO.
Hipnotyczny mroczny świat Tomasza Beksińskiego
Choć wychowałem się na Liście Przebojów Trójki, coraz bardziej wciągał mnie świat Tomka – hipnotyczny, czasem mroczny, ale zawsze prawdziwy. Fascynował się literaturą gotycką, romantyczną i groteskową. Był anglistą, tłumaczem Monty Pythona i filmów o agencie 007. Przetłumaczył GoldenEye i wszystkie produkcje Latającego Cyrku Monty Pythona – był ich fanem, co było słychać na każdym kroku. Jego głos wypełniał przestrzeń popkultury mojego młodzieńczego życia.
Tomek tworzył historie tak, jakby sam w nich uczestniczył. Zatracał się w świecie, który kochał – w świecie muzyki, filmu i słowa. My, jego słuchacze, pozwalaliśmy mu prowadzić nas przez ten świat. Było w tym coś z geniuszu, a może i z obłędu.
Jego żarty też miały w sobie coś z mrocznej poezji – jak wtedy, gdy w Sanoku rozwieszał własne nekrologi. Był postacią z pogranicza życia i sztuki, jakby żył w literackim świecie Edgara Allana Poego. To właśnie Poe był jednym z jego duchowych patronów.
Tomasz Beksiński w Katowicach i Sosnowcu
Nie każdy wie, że Tomek miał związek ze Śląskiem i Zagłębiem. W roku akademickim 1977/1978 studiował anglistykę w Sosnowcu, na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. W tym czasie mieszkał w Katowicach, na Paderewie, u znajomego swojego ojca – Henryka Wańka.
W rozmowie z Panem Henrykiem dowiaduję się, Tomek zajmował jeden z trzech pokoi w mieszkaniu artysty. W tym czasie Tomek się uczył i często słuchał muzyki. Choć była dobra muzyka, puszczana na pełen regulator potrafiła dawać się we znaki. Jak wspomina dalej Pan Henryk mieszkał u niego ponad rok, po czym wrócił do Warszawy.
„…Czarna uroczystość, wypiję za to dziś wieczorem…”— Depeche Mode, „Black Celebration”
Słuchając go w pokoju, z wyłączonym światłem i słuchawkami na uszach, czułem się jak uczestnik jego prywatnego świata – czarnej celebracji.
Każda audycja była rytuałem. Wśród moich przyjaciół był też rozpoznawalny w całych Katowicach Depesz – pozdrawiam dziś tego drugiego Tomka - Depesza! może przeczyta ten tekst i uśmiechnie się, a może nawet odezwie się?
„…Spoglądam ku Tobie i Twojej silnej wierze, pragnę ulgi dziś wieczorem…”— Depeche Mode, „Black Celebration”
Z perspektywy czasu rozumiem, że Tomek bawił się z nami – w sposób subtelny, a zarazem fascynujący.
Muzyczne wybory Tomka Beksińskiego
Wprowadzał nas w świat mitologii staroangielskiej i celtyckiej, a jego muzyczne wybory miały głębokie korzenie w tym kręgu kulturowym.
Czy to były utwory Enyi, po jej odejściu z Clannad, czy też mistyczne dźwięki Roxy Music z legendarną piosenką Avalon – tą celtycką Atlantydą:
„Teraz impreza się skończyła,Jestem bardzo zmęczony.Wtedy widzę, że nadchodziszZnikąd.Tyle ruchu i gestów,Bez rozmowy, bez słów –Avalon.”
- Roxy Music, „Avalon”
Tomek był naszym przewodnikiem – wędrowcem pomiędzy dźwiękiem a kulturą, opowiadaczem zapomnianych mitów.
Warto też wspomnieć, że album „Hounds of Love” Kate Bush obchodzi w tym roku 40-lecie.
Utwory z pierwszej strony płyty – Running Up That Hill czy Cloudbusting – są bardziej znane, ale to druga strona kryje prawdziwą magię.
Tam znalazły się staroangielskie, niemal sakralne przesłania.
Doskonale pamiętam wiersz, który Tomek kiedyś cytował – Dziewiąta fala (The Ninth Wave).
Miałem go wtedy zapisany w specjalnym zeszycie – czymś w rodzaju archaicznego bloga.
Druga część albumu „The Hounds of Love” czerpie swój tytuł z pierwszego poematu „Idylls of the King” Tennysona – Dziewiąta fala.
Tomek tłumaczył go dla nas, wciągając słuchaczy w jego rytm – fala po fali, każda potężniejsza od poprzedniej:
„Fala za falą, każda silniejsza od poprzedniej,aż w końcu nadeszła dziewiąta,zbierając połowę głębin,pełna głosów, powoli wznosiła się i opadała,rycząc – a cała fala płonęła.”
Muzyka może być czyś więcej niż tylko melodią
Tomek pozwalał nam usłyszeć ten ogień – w muzyce, w słowach, w ciszy pomiędzy dźwiękami.
Był naszym nauczycielem i czarodziejem, który pokazał, że muzyka może być czymś więcej niż tylko melodią – może być mitem.
Czasem zastanawiam się, co w audycjach Beksy było bardziej wyjątkowe – muzyka czy on sam. Dziś wiem, że jedno nie istniało bez drugiego.
Z czasem winyle ustępowały miejsca płytom CD, a Tomek korzystał z wypożyczalni kompaktów, reklamując je w swoich audycjach.
Dzięki niemu zakochałem się w Kate Bush, Marillion, Ultravox, Duran Duran i ich projekcie Arcadia, a także w Red Box, Depeche Mode i The Sisters of Mercy.
Jego muzyczna celebracja przedstawiała nam także mało znane maxi single, muzykę z drugiej strony winyla. Jednym z jego ukochanych utworów był Sebastian — Steve Harley & Cockney Rebel.
„…Prowadź mnie, wejdź do środka, zobacz mój umysł w kalejdoskopie…”- Steve Harley & Cockney Rebel, „Sebastian”
Później przyszły inne czasy. Muzyka stała się łatwiej dostępna, a przez to mniej magiczna. Komercyjne stacje radiowe zaczęły wypierać dawne, analogowe światy. Piosenki skrócono do trzech minut, potem do dwóch. Dziś często nie mają już duszy – tylko cyfrowy rytm i syntetyczny dźwięk.
Po mojej „dezercji” od Beksy szukałem nowych muzycznych dróg. Może próbowałem iść za nim, może przed nim – już nie wiem. A może to on próbował nas ostrzec przed tym, co nadchodziło?
Gdy zakończyła się czarna celebracja Tomka
Nigdy nie zapomnę 24 grudnia 1999 roku, gdy w Trójce usłyszałem wiadomość o jego śmierci. Tomek popełnił samobójstwo. Wtedy zakończyła się era Czarnej celebracji Tomka, choć utwór kultowego już zespołu Depeche Mode był i jest często grany.
Jego ostatnia audycja była jak zapowiedź apokalipsy nowego tysiąclecia – strachu przed światem cyfrowym, który miał zastąpić nasz analogowy.
Czy bał się tej nowej rzeczywistości? A może po prostu ją rozumiał?
Dziś, patrząc z perspektywy lat, myślę, że Tomek Beksiński był romantykiem muzyki – ostatnim, który wierzył, że muzyka ma duszę.
A może był naszym Piotrusiem Panem, który każdego wieczoru zabierał nas do swojej Nibylandii?
„…czarna uroczystość dziś wieczorem.”— Depeche Mode, „Black Celebration”
Często Tomek Beksiński kończył swoje audycje instrumentalnym utworem „Stationary Traveller” zespołu Camel.
Chciałbym jednak nie pożegnać Was utworem Camel, wybierając coś innego – Mozarta i jego „Lacrimosa”.
Ten utwór, tak jak audycje Tomka, jest przejmującym pożegnaniem – pełnym wzruszenia, melancholii i piękna, które nie przemija.
„Dzień ów łzami zlan gorzkimi,W którym na sąd z prochu ziemiGrzeszny człowiek wstanie żywy.Bądź mu, Boże miłościwy,Dobry Panie, Jezu, dajDuszom zmarłych wieczny raj.Amen”.
Autor: Maciej Mischok