Pod względem ilości wsi województwo śląskie nie znajduje się w krajowej czołówce. Co więcej, pod tym względem, z 1288 wsiami) jest na szarym końcu tuż przed opolskim (1169 wsi), a za województwem lubuskim (1294 wsie). Wynika to głównie z dość wysokiego zurbanizowania województwa w porównaniu z innymi. To w Śląskiem jest najwięcej miast i miasteczek. Pod tym względem ten region jest w ścisłej czołówce.
Niemniej wśród takiej ilości wsi można znaleźć wiele różnych perełek. To miejsca, które słyną z różnych rzeczy: od pięknych zabytków sakralnych, po malownicze krajobrazy czy świetne ścieżki spacerowe. Część z nich jest takiej urody, że przyciągają turystów z całego świata, by wymienić choćby Istebnę, Brenną czy Lelów, choć ten ostatni słynie głównie z silnej historii i kultury chasydów.
Jest też wieś, o której AI mówi wprost - że jest najdziwniejsza. Wpływ na taką opinię miało jedno wydarzenie, które wywołało obyczajowo-religijny skandal.
Koronki to nie szlachetna bielizna erotyczna
Koniaków od blisko 200 lat słynie z jednego - pięknych, ręcznie robionych koronek, które zostały wpisane na krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że Koniaków to światowa stolica koronki. Tamtejsze wyroby od zawsze były symbolem luksusu, pobożności i najwyższego kunsztu. Zdobiono nimi stroje, tworzono obrusy na ołtarze, szaty liturgiczne, a nawet wysyłano jako dary dla królowych i papieży (m.in. dla Jana Pawła II i Elżbiety II).
Słowem klucz w tym przypadku, a właściwie słowami-kluczami jest stwierdzenie, że "Tamtejsze wyroby od zawsze były symbolem luksusu, pobożności i najwyższego kunsztu", bowiem w 2020 roku stały się nieoczekiwanie symbolem bielizny erotycznej. Początek XXI wieku był bardzo trudny dla przemysłu koronkarskiego (a konkretnie koronki koniakowskiej), które nie poszły z duchem czasu i stały się tak naprawdę trochę archaicznym reliktem przeszłości, który był ciekawy jako ozdoba, ale nie rzecz do codziennego użytku.
Obyczajowo-religijna wojna o tożsamość koronki koniakowskiej
Problem postanowiło rozwiązać młodsze pokolenie, które szukając pomysłu na koronki sięgnęły po - według nich, rewolucyjny pomysł, a według starszego pokolenia - bluźnierczy pomysł. Z tej samej, tradycyjnej koronki zaczęto produkować m.in. stringi i bieliznę erotyczną.
Starsze koronkarki, strażniczki tradycji, uznały to za profanację i hańbę. Argumentowały, że technika, którą tworzy się serwety na ołtarz, nie może służyć do produkcji "majtasów" - przytacza argumenty przeciw z "wojny o koronki" sztuczna inteligencja.
Polecany artykuł:
W Beskidzkiej wsi rozpoczęła się bezkrwawa wojna o koronkę. Doszło do symbolicznego sporu między konserwatywną tradycją a liberalnym rynkiem. W pewnym sensie przyniosło to zamierzony efekt, bowiem Koniaków znów był na ustach całej Polski, a to, co było bluźnierstwem, z czasem stało się swoistym symbolem przemian, jakie zaszły w tej jednej z najbardziej konserwatywnych wsi w Śląskiem. Jak uzasadnia AI swój wybór:
Podsumowując, "dziwność" Koniakowa polega na tym, że w jednej, niewielkiej, górskiej wsi współistnieją dwa skrajne światy:
- Świat sacrum: Muzeum Koronki, gdzie można podziwiać największą na świecie serwetę (wpisaną do Księgi Rekordów Guinnessa) i dzieła tworzone dla papieży.
- Świat profanum: Sklepiki i galerie, gdzie tuż obok tradycyjnych obrusów można kupić koronkowe stringi, które kiedyś wywołały kulturowy skandal.
o właśnie ten paradoks – fakt, że ta sama, unikalna sztuka ludowa służy jednocześnie do celów sakralnych i komercyjno-erotycznych – czyni Koniaków absolutnie wyjątkowym i bez wątpienia "najdziwniejszym" miejscem na kulturowej mapie Śląska. To wieś, która stała się żywym przykładem zderzenia, a ostatecznie adaptacji, tradycji w starciu z nowoczesnością.
Najdziwniejsze wsie w województwie śląskim. Nie tylko Koniaków
AI jako tą najdziwniejszą wieś w Śląskiem wskazuje nie tylko Koniaków. Wśród wskazanych znalazła się "Śląska Atlantyda", czyli nieistniejącą dziś wieś Zarzecze. Jej historię przytaczaliśmy już nie raz. W latach 50. XX wieku, w celu stworzenia ogromnego zbiornika wody pitnej dla aglomeracji śląskiej – Jeziora Goczałkowickiego – podjęto decyzję o zalaniu części terenów, w tym historycznej wsi Zarzecze. Mieszkańców wysiedlono, a zabudowania zrównano z ziemią. Wieś została świadomie i planowo "utopiona" w imię rozwoju przemysłowego regionu. Na czym polega więc dziwność w tym przypadku? Ano w tym, że choć Zarzecza już nie ma, to jej duchy co jakiś czas nawiedzają region. Dzieje się tak za każdym razem, kiedy poziom wody w Jeziorze Goczałkowickim drastycznie opada. Wtedy z dna wyłaniają się duchy przeszłości: zarysy fundamentów dawnych domów, resztki brukowanych dróg, pnie starych sadów. - To upiorny, postapokaliptyczny krajobraz, który jest dosłownym obrazem zatopionej historii. Możliwość stanięcia na dnie jeziora w miejscu, gdzie 70 lat temu tętniło życie, jest doświadczeniem absolutnie surrealistycznym - przekonuje AI.
Inną wsią, którą wymienia sztuczna inteligencja, jest wieś Rudy.
Rudy nie są typową wsią, która rozrosła się organicznie. Jej sercem i powodem istnienia jest gigantyczny, monumentalny zespół klasztorno-pałacowy Cystersów. Przez setki lat to nie była wieś z kościołem, ale raczej osada służebna przy potężnym opactwie, które było samowystarczalnym organizmem - wyjaśnia AI dodając, że skala założenia tego miejsca jest zupełnie "niewiejska".
Jak można przeczytać dalej: "To nie jest wieś w potocznym rozumieniu tego słowa, ale raczej żywy, działający skansen, który w niezwykły sposób łączy historię duchową, arystokratyczną i przemysłową, tworząc atmosferę absolutnie unikalną dla województwa śląskiego." I faktycznie coś w tym jest, tak samo jak w tym, że Rudy to jedno z najatrakcyjniejszych miejsc w regionie.