Do tego koszmarnego wypadku doszło w październiku 2020 roku na ul. Zakopiańskiej w Gilowicach. Ciężarna Małgorzata szła wraz z 3-letnią córką do sąsiadki. Wjechał w nie 70-letni Krzysztof S. Śmierć swojej rodziny widział Andrzej. Żona zmarła na jego rękach, a córka w szpitalu.
Nie pojmuje jak można jechać rowem melioracyjnym ponad 25 metrów i nie hamować, nie widzieć osoby przed sobą - mówił w rozmowie z Super Expressem pan Andrzej.
Andrzej widział śmierć swojej żony
Pierwszą znalazłem Laurę, leżała na plecach. Oddychała, ale była nieprzytomna. Widziałem biegnącą mamę i zacząłem krzyczeć "Laura oddycha, idź do niej, a ja poszukam Gosi". Żona leżała z przodu samochodu. Biegnąc do niej wołałem "Laurka żyje, oddycha". Przytuliłem żonę, by powiedzieć, jak bardzo ją kocham, że karetka już jedzie i żeby mnie nie zostawiała. Widok zakrwawionej żony i oczy patrzące na mnie zostaną aż do śmierci. Tak bardzo chciała coś powiedzieć, nie mogła, dusiła się krwią, z ust toczyła się piana, z nosa lała się krew. Ostatnimi siłami patrzyła na mnie i konała patrząc prosto w oczy. Ze wszystkich sił starałem się wyciągnąć ją spod samochodu, nie mogłem, nie mogłem go podnieść -wspomina tragiczny wypadek mężczyzna.
Krzysztof S. przekroczył prędkość o 17 kilometrów/h. Nie próbował udzielić pomocy poszkodowanym, choć był lekarzem. Nie wezwał też karetki. Zadzwonił za to po lawetę, do pracy, że się w niej nie pojawi i do syna. Później zbierał części swojego samochodu.
Lekarz prawomocnie skazany
Sąd Rejonowy w Żywcu skazał Krzysztofa S. na karę 2,5 roku więzienia oraz nakazał wypłatę po 30 tys. zł nawiązek dla dwojga bliskich ofiar. We wtorek, 29 listopada zapadł prawomocny wyrok w procesie apelacyjnym. Sąd podtrzymał w całości wyrok pierwszej instancji, uznając, że wyrok jest sprawiedliwy i wyważony. Krzysztof S. nie pojawił się na ogłoszeniu wyroku.