Tragedia w Będzinie. Starszy mężczyzna zginął w wyniku upadku do wykopu
We wczesnych godzinach porannych pan Andrzej opuścił swoje miejsca zamieszkania z listą zakupów. Do sklepu jednak nigdy nie dotarł, ani nie wrócił do domu. W okolicach godziny 5:30 zaniepokojona zniknięciem męża żona powiadomiła policję.
- Na miejsce skierowano patrol policji i w trakcie rozpoznania terenu, policjanci dostrzegli mężczyznę w wykopie, gdzie prowadzone były prace - powiedział mł.asp. Marcin Szopa, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Będzinie.
Ciało pana Andrzeja znaleziono w głębokim na 2,5 metrów wykopie znajdującym się zaledwie 50 metrów od jego miejsca zamieszkania.
Wstępne ustalenia policji wskazują na to, że mogło dojść do nieszczęśliwego wypadku. Starszy mężczyzna mógł się potknąć i wpaść do wykopu. Policjanci zabezpieczyli już okoliczne nagrania z monitoringu i prowadzą czynności, których celem jest ustalenie, jak doszło do zdarzenia, oraz czy teren prowadzonych prac był należycie zabezpieczony.
Na polecenie prokuratury zlecono sekcję zwłok zmarłego mężczyzny. Wiadomo, że miał ranę głowy.
- Wiemy, że dziadek żył po upadku, wskazywał na to stan ciała, o czym poinformował mnie lekarz, który na miejscu stwierdził zgon. Być może dziadek próbował się wydostać z dołu lub wołał o pomoc - powiedziała wstrząśnięta śmiercią swojego dziadka pani Paulina.
Czy teren prac był odpowiednio zabezpieczony?
Bliscy zmarłego mężczyzny mają wątpliwości, czy teren prac przy ul. Szymborskiej został prawidłowo zabezpieczony.
- W głowie mi się nie mieści, jak mogło dojść do tego wszystkiego. Mój dziadek umarł 50 metrów od domu. Wpadł do głębokiego na 2,5 metra dołu, w którym prowadzone były prace. Jak to możliwe, że wykop nie był prawidłowo zabezpieczony? Bo gdyby był, nawet gdyby się potknął uderzył w głowę, czy wpadłby do środka? - zastanawia się wnuczka zmarłego.
Według informacji przekazywanych przez policję, pracownicy firmy odpowiedzialnej za przeprowadzane prace zostali wezwani na miejsce, gdzie doszło do tragedii i zobowiązani do jego prawidłowego zabezpieczenia.
Jak relacjonują bliscy zmarłego, w chwili zdarzenia pod siatką znajdowała się metrowa dziura i osypująca się kostka brukowa.
W obliczu tej tragedii na myśl nasuwa się wiele pytań, a m.in. czy miejsce zdarzenia było odpowiednio zabezpieczone i gdzie byli wtedy pracownicy. Prace prowadzone są w okolicy szkoły podstawowej i przedszkola. Czy dojdzie do kolejnej tragedii?
Jak tłumaczy Górnośląskie Przedsiębiorstwo Wodociągów, w momencie zdarzenia pracownicy znajdowali się kilkadziesiąt metrów dalej i niczego nie widzieli. GPW otrzymało informację o zdarzeniu dopiero w godzinach popołudniowych, po czym niezwłocznie na miejsce wysłano ich służby techniczne.
- Zgodnie z zatwierdzonym projektem przedmiotowe wygrodzenie nie wymagało świateł ostrzegawczych. Oznaczenie terenu robót, zgodnie z ww. zatwierdzonym Projektem Organizacji Ruchu, zostało zlecone do wykonania specjalistycznej firmie zajmującej się tego typu pracami - tłumaczy Maciej Zaremba z GPW.
