Rzecznik bielskiej policji asp. Rafał Kobyłecki powiedział w niedzielę, że dwójka rodzeństwa nieostrożnie obchodziła się z substancją chemiczną, prawdopodobnie rozpuszczalnikami. Doszło do zapłonu.
Strażacy otrzymali wezwanie od sąsiadki dzieci. Kobieta chwilę wcześniej usłyszała wybuch i wyjrzała przez okno. Zauważyła płonące dziecko. „Przed naszym przybyciem ogień został już ugaszony przez sąsiadów” – poinformował oficer dyżurny bielskiej straży pożarnej.
Chłopiec ma poparzone ok. 30 proc. twarzy, klatkę piersiową i ręce. „W poważnym stanie został zabrany przez śmigłowiec LPR do szpitala w Krakowie. Drugie dziecko nie zostało poszkodowane” – podał strażak.
W akcji ratunkowej uczestniczyło sześć zastępów strażaków, dwa zespoły pogotowia, w tym śmigłowiec LPR, oraz policja.