Ogromne zniszczenia w Bielsku-Białej po powodzi
Przez ostatnie kilkanaście dni do mieszkańców województwa śląskiego przychodziły alerty burzowe. Ale takiej burzy, jak ta, która przetoczyła się we wtorkowy poranek nad Beskidami, nie spodziewał się nikt.
Czegoś takiego nie pamiętam, wcześniej zdarzały się nawałnice i nas zalewało, a tym razem to był koniec świata. Nawałnica nas zbudziła. Gdy spojrzałem przez okno, zobaczyłem plac od sąsiada już zamieniony w staw. Woda przelewała się przez moją posesję. Rzuciliśmy się z synami, żeby ratować, co się dało. Chwała Bogu wywieźliśmy samochody wyżej, ale cała reszta chyba będzie do niczego. Zalało mi garaże, piwnicę aż pod sufit. Strat jeszcze nie liczę, na razie sprzątamy i wylewamy wodę, ale będą one duże - w wodzie były elektronarzędzia, kosiarka, agregat - opowiada Grzegorz Rybak (57 l.), mieszkaniec Starego Bielska, jednej z dzielnic Bielska-Białej w rozmowie z "Super Expressem".
Nawałnica w Bielsku-Białej. Mieszkańcy walczą ze skutkami kataklizmu
Dramatyczne relacje mieszkańców Bielska-Białej
Ogromne straty ponieśli również mieszkańcy osiedla Nad Potokiem. Woda wdarła się do garaży i piwnic. Rodzina Horwatów ma przed sobą sporo sprzątania.
Niestety takie rzeczy tutaj się zdarzają. To był już chyba trzeci raz, jak nas zalało. Całe szczęście, że nauczeni doświadczeniem wszystkie narzędzia i sprzęty o większej wartości trzymamy na najwyższych półkach - stwierdził pan Grzegorz Horwat w rozmowie z "Super Expressem".
Koszmar powodzi dosięgnął także mieszkańców ul. Konwaliowej w Bielsku-Białej. To jedno z miejsc, które najprawdopodobniej ucierpiało najbardziej podczas ulewy. Wszystko z powodu niewielkiej rzeczki Krzywej, która we wtorkowy poranek zamieniła się w nieokiełznany żywioł. Samochody zaparkowane na placu pozalewało aż po klamki. Woda wdarła się do też do piwnic.
Mieszkańcom pozostało teraz liczyć straty i sprzątać. Ich zdaniem liczyć można tylko na strażaków. Jak twierdzą, nikt z miasta i administracji do tej pory ich nie odwiedził. - Szkoda, że ta woda nie przyszła przed wyborami, wtedy by wszyscy tutaj przybiegli - komentują.
Pani Ewa Jurasz mówi wprost: to była tragedia. - Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że woda sięga do stropu piwnicy. Płynęły strumienie wody, przewalały się przez ulicę. Wlewały się tutaj - opowiada kobieta, cytowana przez "Super Express".
Od środy z miotłą w ręce walczy z błotem, które przykryło chodniki. Pomaga jej w tym Zbigniew Fiodor, sąsiad uzbrojony w łopatę.
Musimy to posprzątać. Nic nie pomoże. Samochody były zalane aż po wycieraczki. Raczej z nich nic nie będzie. A to nie były nowe auta, nie miały ubezpieczenia AC. Całkiem możliwe, że naprawa przekroczy ich wartość - mówi pan Zbigniew w rozmowie z "Super Expressem".