PGG będzie potrzebować wsparcia od państwa już na barbórkę 2023
Kopalnie czeka zapaść finansowa. Nowy rząd - jak alarmuje Bussiness Insider, będzie musiał znaleźć sposób na to, jak uratować śląskie kopalnie, bo choć węgiel jest najdroższy w historii, to nie wygenerował takich zysków, by spółki węglowe mogły sobie w przyszłym roku poradzić bez dotacji. Mowa tu przede wszystkim o Polskiej Grupie Górniczej - największym krajowym producencie węgla, który jest w obecnym 2023 roku będzie musiał sięgnąć po pieniądze, by mieć na wypłatę barbórek.
O możliwej utracie płynności finansowej poinformował Dominik Kolorz szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności na antenie Radia Katowice.
PGG, praktycznie rzecz biorąc, w marcu utraci płynność finansową. Jeżeli w budżecie państwa, zgodnie z umową społeczną, nie znajdzie się dla tej firmy, jedni mówią 5 mld, drudzy mówią 7 mld zł, to jej po prostu grozi upadłość - powiedział Kolorz cytowany przez Bussines Insider.
Tych liczb nie chce potwierdzić PGG. - Nie komentujemy sprawy - powiedział Tomasz Głogowski, rzecznik PGG w rozmowie z Bussines Insiderem.
Bussines Insider potwierdził natomiast to, że w w 2024 r. zarząd PGG oczekuje dotacji od państwa w wysokości do 5,5 mld zł, co ma być i tak złagodzonymi oczekiwaniami węglowego giganta, bowiem zakładano, że wszelkie luki finansowe będą pokryte kwotą na poziomie nawet 10 mld zł. Tę kwotę pomniejszono jednak m.in. o rezygnację z zakupu materiałów i inwestycji.
Górnictwu grozi katastrofa w ciągu kilkunastu miesięcy
Grzegorz Onichimowski, były prezes Towarowej Giełdy Energii, a obecnie ekspert Instytutu Obywatelskiego związanego z PO w rozmowie z Bussines Insiderem powiedział wprost, że polskie górnictwo węgla kamiennego czeka katastrofa. - I to w ciągu kilkunastu miesięcy, jeśli nie wymyślimy, co z tym zrobić - powiedział współtwórca programu energetycznego dla Platformy Obywatelskiej.
W 2023 roku ceny węgla w PGG biły rekordy i spółka PGG zakładała, że nie będzie potrzebować żadnego wsparcia od państwa. Te postanowienie najwyraźniej długo nie potrwa, bo choć ceny poszły w górę, to w górę poszły koszty produkcji, w tym koszty pracownicze. W ubiegłym roku załoga PGG dostała trzy premie inflacyjne. Jak podaje "BI", każda z nich wynosiła:
- 6400 zł dla pracowników zatrudnionych pod ziemią,
- 5200 zł dla pracowników zakładów przeróbczych
- 4 tys. dla pracowników administracji.
W tym samym roku przeciętne wynagrodzenie wynosiło 8815 zł. W 2023 r. pracownicy mogli liczyć na podwyżki płac na poziomie przekraczającym o jeden punkt procentowy wskaźnik średniorocznej inflacji.
W tym roku na jesień teoretycznie sprzedaż miała być bardzo wysoka, ale tylko teoretycznie, bowiem jak się okazuje, w ubiegłym roku panika spowodowana potencjalnym brakiem węgla lub jeszcze większym wzrostem cen sprawiła, że ludzi obkupili się na dwa sezony. Przez to spółka PGG ma poważny problem. Sprzedaż mocno spadła i to pomimo tego, że wprowadzono obniżkę średnio o 200 zł na tonę.
Jak informuje Business Insider, zbiega się to z niskim zapotrzebowaniem energetyki na miały węglowe. Do tego ogromne ilości węgla przypłynęły do nas minionej zimy z różnych stron świata i wypełniają teraz magazyny, przez co zapasy sięgały na koniec września 12,6 mln ton.
PGG nie ma na barbórkę? Musi sięgnąć po 0,5 mld zł
Taka sytuacja sprawiła, że PGG jest zmuszone sięgnąć po pieniądze od państwa i to już pod koniec tego roku. Powodem jest płacowa kumulacja. Górnicy nie tylko mają dostać swoje pensje, ale również nagrodę z okazji Dnia Górnika, czyli barbórkę. Państwowa dotacja ma wynieść ok. 0,5 mld zł.
Polecany artykuł: