Wszystko zaczęło się od profilaktyki. Jak poinformował Marek Migalski, kilka tygodni temu, zachęcony akcjami promującymi zdrowie, udał się na kolonoskopię. Profesor Uniwersytetu Śląskiego, ceniony politolog, publicysta, a w przeszłości także poseł do Parlamentu Europejskiego VII kadencji, usłyszał niepokojącą diagnozę. Lekarz od razu zauważył zmiany onkologiczne i stwierdził, że konieczna będzie interwencja chirurgiczna. W czwartek znany publicysta trafił na stół operacyjny.
Operacja się udała. "Czekam na wyniki"
Wieczorem po operacji Marek Migalski opublikował w mediach społecznościowych wpis, w którym uspokoił swoich obserwatorów i opisał obecną sytuację. Jak podkreślił, zabieg przebiegł pomyślnie, a on sam czuje się dobrze.
Jestem już po usunięciu esicy zaatakowanej przez nowotwór. Operacja się udała i prawie nic mnie nie boli. Obie te rzeczy zawdzięczam wspaniałemu zespołowi lekarsko-pielęgniarskiemu szpitala św. Barbary w Sosnowcu. Za kilka dni wrócę do domu i będę czekał na wyniki badań histopatologicznych. To one ostatecznie rozstrzygną czy jeszcze tylko dopalamy gnoja chemią i kończymy tę grę w ciuciubabkę, czy też jednak bawimy się dalej - informuje Marek Migalski.
Esica, czyli okrężnica esowata, to ostatni odcinek jelita grubego, który łączy okrężnicę zstępującą z odbytnicą. Nazwa pochodzi od jej charakterystycznego kształtu przypominającego literę "S". Jej główne funkcje to zagęszczanie treści pokarmowej i wchłanianie wody oraz elektrolitów.
"Tsunami życzliwości" zalało politologa
Wiadomość o problemach zdrowotnych Marka Migalskiego wywołała ogromne poruszenie. Pod jego wpisem pojawiły się setki komentarzy z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia. Politolog przyznał, że skala wsparcia bardzo go zaskoczyła i postanowił za nie podziękować.
Na koniec: chcę bardzo podziękować za to tsunami życzliwości, które do mnie od Was spłynęło! Jestem totalnie zaskoczony i baaaaardzo mi miło. Społeczeństwo wcale nie jest takie niemiłe - pisze Marek Migalski.
Boli tylko, gdy się śmieję. Nietypowa odpowiedź na pytanie o zdrowie
Mimo poważnej sytuacji humor nie opuszcza Marka Migalskiego. Zapytany o to, jak się czuje, odpowiedział anegdotą z książki „Filozofia dowcipu”. Jej treść, choć pozornie niepasująca do szpitalnej rzeczywistości, w przewrotny sposób oddaje jego stan ducha.
Szeryf dowiedział się, że farmę Jonesa zaatakowali Indianie. Czym prędzej pojechał tam wraz ze swoimi ludźmi. Na miejscu zobaczyli koszmar: dom i budynki gospodarcze były spalone, na podwórzu leżały martwe ciała żony Jonesa i jego córek.
W pewnym momencie szeryf dostrzegł i samego Jonesa. Leżał na progu spalonej stajni, że strzałą wbitą w płuco. Ale żył!!!
Gdy szeryf i jego ludzie zbliżyli się do niego, otworzył oczy.
- Jones, kto to zrobił? - zapytał szeryf. - Cholerni Apacze - ledwo słyszalnym głosem odpowiedział Jones. Po czym dodał: - To było straszne. Moje córki przed śmiercią zostały zgwałcone, a żona oskalpowana.
Ludzie szeryfa zwiesili głowy. Ktoś zaproponował, żeby wyciągnąć strzałę z ciała Jonesa, ale ktoś inny przytomnie zauważył, że to by oznaczało jego natychmiastową śmierć.
W końcu szeryf odezwał się do półprzytomnego Jonesa, wskazując przebite płuco: - Czy to bardzo boli? - Nie - odparł Jones - Tylko wtedy, gdy się śmieję.
