Amerykanka i bombowy żarcik. Nikt się nie śmiał
W poniedziałek, 1 kwietnia, na lotnisku w Pyrzowicach do odprawy bagażowej stawiła się 15-letnia obywatelka Stanów Zjednoczonych. Nastolatka chciała lecieć do Frankfurtu w Niemczech. Z racji tego, że w wielkanocny poniedziałek wypadało święto żartów, czyli prima aprilis, młoda Amerykanka postanowiła sobie zażartować. Jak to wcześniej już na lotnisku bywało, był to żart z gatunku wybuchowych, a w bagażu rzekomo miały być materiały wybuchowe, choć tak naprawdę miał to być tylko bombowy żart.
Funkcjonariusze nie zaśmiali się ani przez chwilę traktując jej słowa śmiertelnie poważnie i od razu sprawdzając bagaże. Do tego Amerykanka została wylegitymowana. Na szczęście cała sytuacja skończyła się dobrze, w sensie - nie ujawniono w bagażu żadnych materiałów niebezpiecznych, bo dla 15-latki finał dobry nie był. Kapitan samolotu, którym miała lecieć do Frankfurtu, nie zezwolił jej na wejście na pokład statku powietrznego. I nie był to z jego strony żaden żart.