Okradziono grób tragicznie zmarłego chłopca
Od śmierci Kamilka z Częstochowy minęło już pół roku, jednak pamięć o nim jest cały czas żywa. Ta ogromna tragedia, do której przyczynił się ojczym maltretując go i rzucając nim na rozpalony piec, poruszyła całą Polskę. Na pogrzebie były setki osób. Niestety, pamięci o nim nadal nie wszyscy szanują, zwłaszcza cmentarne hieny, które już po raz drugi okradły grób chłopca z cennych pamiątek.
Na grobie chłopca na cmentarzu Kule, dzieci zostawiają maskotki i zabawki, dorośli palą znicze, przynoszą kwiaty. Ktoś zostawił tam różańce z ziemi świętej. To właśnie on zniknął z grobu w sierpniu, podobnie jak czapka z daszkiem. Czapka była symbolem dzieciństwa, które odebrano Kamilkowi.
Na nagrobek dla chłopca środki przekazywali wszyscy, których poruszyła śmierć chłopca. Zbiórkę zorganizował Piotr Kucharczyk, który zaangażował się w pomoc chłopcu i jego biologicznemu ojcu, gdy Kamilek walczył o życie w szpitalu. To właśnie Piotr Kucharczyk kupił podobną czapkę z daszkiem, gdy ta zniknęła z grobu chłopca. Jakiś czas później, ta pierwsza została znaleziona tuż przy domu, w którym chłopiec był katowany przez ojczyma. Znalazła ją kobieta, która należy do grupy poświęconej pamięci chłopca. Wyprała ją i przekazała panu Piotrowi.
Zobacz zdjęcia z pogrzebu Kamilka
Teraz złodzieje ukradli mikołajową czapkę i dwa samochodziki, które zostały przyklejone do nagrobka 29 października, po odsłonięciu pomnika ufundowanego przez ludzi o wielkim sercu.
Jak przekazał Piotr Kucharczyk w rozmowie z "Faktem", wkrótce na grobie chłopca pojawi się nowa czapeczka mikołajowa. Nowe samochodziki zostaną zamontowane dopiero wiosną.
Kamilek nie żyje. Oto jego rodzina