Kamilek z Częstochowy nie żyje. Fabianek nie zdążył się z nim pożegnać
Śmierć 8-letniego Kamilka z Częstochowy wstrząsnęła całą Polską. Skatowany przez ojczyma chłopiec od miesiąca walczył o życie w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Od momentu, kiedy tam trafił, był w śpiączce farmakologicznej. Lekarze nie chcieli, aby chłopiec cierpiał z bólu, jaki powodowały oparzenia na jego ciele spowodowane przez 27-letniego Dawida B., który polał chłopca wrzątkiem i położył na rozgrzanym piecu.
Niestety, z dnia na dzień stan Kamilka był coraz gorszy. Choć lekarze robili co mogli, jego stan się nie poprawiał. W sobotę 6 maja chłopcu udzielono ostatniego namaszczenia w obecności ojca oraz personelu szpitala. Biologiczny ojciec był też u niego w niedzielę. - Lekarze powiedzieli, że jest stan krytyczny - mówił w rozmowie z "Faktem" zrozpaczony Artur Topól.
Ojciec Kamilka miał przy nim czuwać również w poniedziałek. Do szpitala chciał ściągnąć również młodszego brata chłopca - Fabianka, który aktualnie przebywa w ośrodku szkolno-wychowawczym w Częstochowie.
Lekarze zezwolili nam na odwiedziny. Chcieliśmy ściągnąć Fabianka, by porozmawiał z Kamilkiem i pożegnał się z nim. Ale liczyliśmy też na to, że stanie się cud – opowiadał pan Artur w rozmowie z "Faktem".
Niestety młodszego braciszka nie udało się ściągnąć do GCZD. Kamilek zmarł w poniedziałek 8 maja o godz. 6 rano. Chłopiec zmarł w wyniku postępującej niewydolności wielonarządowej, do której doprowadziła poważna choroba oparzeniowa i ciężkie zakażenie całego organizmu.
Pogrzeb chłopca odbędzie się odbędzie się w najbliższą sobotę, 13 maja w Częstochowie. Ostatnie pożegnanie nastąpi na cmentarzu Kule.