Alarm w Parku Wodnym w Tychach: Ewakuacja i kontrola zegarków, to jakaś kpina
W sobotę 18 lutego w Parku Wodnym w Tychach został uruchomiony alarm przeciwpożarowy. Od razu podjęto decyzję o tym, aby ewakuować ludzi z całego obiektu. Alarm uruchomił się o godz. 20:12, a straż pożarna była na miejscu dosłownie 9 minut później. Kolejne dziewięć minut minęło by strażacy stwierdzili, że był to fałszywy alarm. Z niewiadomych przyczyn uruchomiła się czujka na klatce technicznej, do której mają dostęp tylko pracownicy Parku Wodnego. I choć cała akcja trwała niezbyt długo, to o tej ewakuacji, czy też "ewakuacji", jak opisują ją świadkowie, mówi się do teraz. Dlaczego?
Ewakuowani wybiegli z Parku Wodnego w samych kąpielówkach
Dosłownie po zakończeniu akcji na miejskich portalach wylała się spora fala krytyk na pracowników Parku Wodnego. Internauci zaczęli im wytykać źle przeprowadzoną akcję ewakuacyjną i absurdalne działania nie mające nic wspólnego z ratowaniem ludzkiego życia w sytuacji zagrożenia.
Ewakuacja masakra! Część ludzi została wypuszczona na zewnątrz w samych kąpielówkach, na szczęście strażacy dali im koce termiczne - napisał jeden z internautów.
- Na tym polega ewakuacja obiektu. Nie czekamy, aż ktoś się ubierze. Chcemy przede wszystkim zapewnić bezpieczeństwo i nasi pracownicy, którzy prowadzili na początku akcję ewakuacji, przeprowadzili to dobrze - mówi Michał Pawlak, rzecznik Parku Wodnego w Tychach.
Klienci nie mogą uciec, bo... mają sprawdzane zegarki
Ewakuacja w kąpielówkach to nie jedyny zarzut, jaki skierowano wobec Parku Wodnego w Tychach. Pracownikom obiektu zarzucono niskie standardy bezpieczeństwa związaną z kontrolą zegarków w trakcie ewakuacji. - Ludzie którzy wychodzili przez szatnie zostali zatrzymani i stłoczeni na schodach, bo obsługa zaczęła rozliczać zegarki!!! Nikomu nie wolno było wychodzić, kompletna paranoja! Wozy strażackie na zewnątrz, ludzie nie wiedza co się dzieje, zero jakiejkolwiek informacji, syreny wyją. Nikt nie dał informacji czy mamy czekać, czy uciekać - czytamy w jednym z komentarzy.
Do tej kwestii również ustosunkował się rzecznik Parku Wodnego zaznaczając, że opisana powyżej sytuacja nie miała w ogóle miejsca.
Pracownicy sprawdzali zegarki już po całej akcji ewakuacyjnej, żeby móc określić, ilu klientów faktycznie zostało na obiekcie. Nie rozliczaliśmy nikogo, chcieliśmy tylko określić liczbę osób w Parku Wodnym - tłumaczy Michał Pawlak, który przy okazji podkreśla, że w trakcie ewakuacji na pracowników Parku Wodnego wylało się szambo. - Część osób w ogóle nie słuchała poleceń pracowników, którzy prowadzili ewakuację. Spotkali się wręcz z hejtem słownym.
Ewakuacja oczami internautów. Jeden z nich wszystko nagrał
Parkowi Wodnemu w Tychach zarzuca się również to, że pracownicy są źle przeszkoleni, a cała akcja była fatalnie przeprowadzona. Klienci musieli się tłoczyć na klatkach schodowych, przez co w ogóle nie szło to sprawnie. Tu oczywiście można zacytować powyższą wypowiedź rzecznika Parku Wodnego, gdzie przynajmniej częściowo winę za to ponoszą klienci, którzy nie chcieli stosować się do poleceń pracowników. Jeden z klientów na nagranym przez siebie filmie pokazał, jak wyglądała ewakuacja z zewnątrz i od środka.
- Oni w ogóle zbierają te opaski? - słychać pytanie w tle powyższego filmiku.
- Zbierają opaski, zbierają pieniądze od ludzi. Jest ewakuacja. Drzwi są zamknięte. Jedne otwarte - odpowiada druga osoba.
Przez cały czas trwania akcji wyjścia były otwarte. Wszystkie wyjścia były drożne, otwarte, przez nie kierowaliśmy ruch. Gości po zakończeniu zaprosiliśmy do środka - odpowiada na te zarzuty Michał Pawlak.
Warto podkreślić, że internauci o tym, jak wyglądała ewakuacja w sobotę, pisali w komentarzach na stronie Facebookowej Parku Wodnego. Wszystkie komentarze zostały zablokowane.