21 listopada to jeden z najsmutniejszych dni w polskim górnictwie. W 2006 roku doszło do największej tragedii w XXI wieku. W kopalni Halemba w Rudzie Śląskiej w wyniku potężnego wybuchu metanu i pyłu węglowego na głębokości 1030 m zginęło 23 górników.
Podobnie jak co roku, ofiary zostaną upamiętnione przez bliskich, kolegów i przedstawicieli władz. Obchody tradycyjnie rozpoczną się od mszy w kościele pw. Matki Bożej Różańcowej, a następnie na cmentarzu komunalnym zostaną złożone kwiaty pod tablicą, na której widnieje około dwustu nazwisk górników poległych w tej kopalni.
Spis treści
- Tragedia 1030 metrów pod ziemią. Zginęli, bo ratowali sprzęt
- Szokujące ustalenia śledczych. Fałszerstwa i praca mimo zagrożenia
- Wieloletnia batalia w sądzie. Kto poniósł karę za śmierć 23 osób?
- Nie tylko Halemba. Tu w XXI wieku doszło do ogromnych tragedii
- Największe tragedie w kopalniach na polskiej ziemi
- Ciemne strony polskiego górnictwa w XX wieku
- To największa tragedia górnicza na Śląsku
Tragedia 1030 metrów pod ziemią. Zginęli, bo ratowali sprzęt
Do katastrofy w kopalni Halemba doszło podczas prac likwidacyjnych na głębokości 1030 metrów pod ziemią. Górnicy mieli za zadanie wydobycie wartego miliony złotych sprzętu, który pozostał w likwidowanej ścianie. Niestety, zapalenie i wybuch metanu, a następnie wtórny wybuch pyłu węglowego, doprowadziły do śmierci 23 osób. Większość ofiar stanowili pracownicy zewnętrznej firmy "Mard", która wykonywała prace na zlecenie kopalni.
Szokujące ustalenia śledczych. Fałszerstwa i praca mimo zagrożenia
Śledztwo, które Prokuratura Okręgowa w Gliwicach zamknęła w 2008 roku, ujawniło szokujące fakty. Z ustaleń wynikało, że do wybuchu doszło wskutek zaniechania profilaktyki przeciw zagrożeniom naturalnym. Pracowników kierowano do pracy, mimo że czujniki wielokrotnie wskazywały przekroczenia dopuszczalnych stężeń metanu. Co więcej, w kopalni fałszowano też dokumentację i próbki pyłu węglowego, aby wykazać, że zagrożenie jest neutralizowane pyłem kamiennym.
Linia obrony oskarżonych przez cały proces opierała się na twierdzeniu, że to, co zdarzyło się w Halembie, było zdarzeniem losowym, niezależnym od ludzi.
Wieloletnia batalia w sądzie. Kto poniósł karę za śmierć 23 osób?
Prokuratura oskarżyła łącznie 27 osób. Procesy ciągnęły się latami. Kluczowe wyroki zapadły dopiero w kwietniu 2021 roku. Sąd apelacyjny prawomocnie skazał byłego dyrektora kopalni Kazimierza D. oraz byłego szefa działu wentylacji Marka Z. na karę dwóch lat bezwzględnego pozbawienia wolności. Trzeci oskarżony, były naczelny inżynier, usłyszał wyrok roku więzienia w zawieszeniu.
Jak stwierdził sąd, prace w Halembie były prowadzone w pośpiechu, a na pracowników wywierano presję. Oskarżeni mieli świadomość zagrożeń. Mimo nieprecyzyjnych przepisów ciążył na nich obowiązek zagwarantowania pracownikom bezpieczeństwa.
Nie tylko Halemba. Tu w XXI wieku doszło do ogromnych tragedii
Choć ze względu na skalę oraz ogrom popełnionych błędów tragedię w Halembie uznaje się za jedną z największych w najnowszej historii polskiego górnictwa, to niestety w XXI wieku nie tylko tam doszło do tragicznych wypadków. 4 lata wcześniej, w kopalni Jas-Mos w Jastrzębiu-Zdroju doszło do wybuchu pyłu węglowego na głębokości 700 metrów podczas robót strzałowych. W strefie wypadku znajdowało się 47 górników. 37 udało się wyprowadzić na powierzchnię. Niestety, dziesięć osób zginęło.
Trzy lata później po tragedii w Halembie, ponownie nad Rudą Śląską zebrały się czarne chmury. W kopalni Wujek – Ruch Śląsk doszło do ogromnego wybuchu metanu na głębokości 1050 metrów, w wyniku którego zginęło 20 górników. 12 zmarło na miejscu, pozostała ósemka w szpitalach. Ponadto 36 osób odniosło obrażenia.
Do dwóch ogromnych katastrof doszło w odstępie trzech dni w dwóch kopalniach: KWK Pniówek w Pawłowicach oraz w KWK Zofiówka w Jastrzębiu-Zdroju. 20 kwietnia 2022 roku w Pniówku doszło do wybuchu metanu na głębokości 1000 metrów, w którym zginęło łącznie 16 osób. Akcja ratunkowa, a następnie poszukiwawcza, trwała ponad rok. Ciało ostatniego górnika odnaleziono 21 października 2023 roku.
23 kwietnia 2022 roku w KWK Zofiówka doszło do wstrząsu wysokoenergetycznego na głębokości 900 metrów i wycieku metanu. W rejonie wypadku znajdowało się 62 górników, 52 z nich wyszło o własnych siłach. Dziesięciu górników niestety zginęło.
W XXI wieku doszło również na kopalniach do innych tragedii:
- 4 czerwca 2008 - KWK Borynia w Jastrzębiu-Zdroju, 6 górników zginęło w wybuchu metanu.
- 6 października 2014- KWK Mysłowice-Wesoła, 5 górników ginie w wybuchu metanu,
- 29 listopada 2016 - Zakłady Górnicze "Rudna" w Polkowicach, 8 górników ginie w wyniku wstrząsu,
- 5 maja 2018 - KWK Zofiówka w Jastrzębiu-Zdroju, 5 osób ginie w wyniku tąpnięcia na głębokości 900 m,
- 22 stycznia 2025 - KWK Knurów-Szczygłowice, 5 osób ginie w wyniku zapłonu metanu na głębokości 1050 m.
Największe tragedie w kopalniach na polskiej ziemi
Na przestrzeni nie tylko dziesiątek, ale również setek lat, na polskiej ziemi dochodziło do wielu tragicznych wypadków w kopalniach. Użycie sformułowania "na polskiej ziemi" nie jest bez znaczenia, bowiem w różnych okresach historii polski nasze ziemie niekoniecznie były pod polskim władaniem. Pierwsze zdarzenie, które pochłonęło dużą ilość ofiar, datowane jest 1565 rok. Doszło do niego w kopalni "Złoty Osioł" w Złotym Stoku, który w tamtym czasie był we władaniu imperium Habsburgów. Informacje w związku z tym wydarzeniem nadal nie są całkowicie jasne. Wiadomo tylko, że zawalił się tam szyb i że mogło tam zginąć od 59 do nawet 90 osób (według różnych źródeł).
Do 1896 roku tak naprawdę historycy odnotowali - poza Złotym Stokiem - jeszcze trzy tragiczne zdarzenia. W 1875 roku kopalni soli w Bochni zginęło w pożarze 12 osób. W 1881 roku w KWK Ludmiła w Sosnowcu w wyniku zalania wyrobiska życie straciło około 20 osób, natomiast w 1896 roku w KWK Cleophas (czyli późniejszym Kleofasie) doszło do tragicznego pożaru na głębokości ok. 450 metrów, w którym zginęło 104 górników.
Ciemne strony polskiego górnictwa w XX wieku
XX wiek w polskim górnictwie zapamiętamy nie tylko ze względu na rozkwit polskiego, a przede wszystkim śląskiego górnictwa. To też okres wielu tragicznych wypadów. Pierwszy odnotowano 7 grudnia 1913 roku w kopalni Emma w Radlinie. Doszło tam do zwarcia instalacji elektrycznej i pożaru, w którym zginęło 17 osób. Kolejne tragiczne zdarzenia to:
3 sierpnia 1922 - wdarcie się wody do szybu KWK Artur w Sierszy, 28 ofiar,
10 stycznia 1923 - pożar wyrobiska w KWK Donnersmarckhütte w Mikulczycach, 45 ofiar.
Ogromną tragedią było to, co wydarzyło się 31 stycznia 1923 w KWK Heinitz w Rozbarku (dzisiejsza dzielnica w Bytomiu). Na głębokości 600 metrów doszło do wybuchu pyłu węglowego. Fala ognia dotarła aż na powierzchnię pochłaniając 145 żyć i raniąc kilkaset osób. Przyczyna? Ze względu na to, że kopalnia została zaliczona do kategorii niegazowych, używano w niej lamp z otwartym ogniem. Przypuszcza się, że zapaliły się gazy z nieczynnego wyrobiska oraz pył węglowy. Poprzez jeden z szybów fala wybuchu dotarła na powierzchnię oraz na pokład 660.
To największa tragedia górnicza na Śląsku
Dramatyczne wydarzenia z Rozbarku nie były jednak tą, które pochłonęły najwięcej istnień. 9 lipca 1930 w Ludwikowicach Kłodzkich w KWK Wenceslaus doszło do wstrząsu spowodowanego wyrzutem gazu na skutek którego nastąpiło wypchnięcie 35-metrowego bloku. W jego wyniku zginęło łącznie 151 osób.
Do jeszcze większej tragedii doszło w czasie II wojny światowej, kiedy Górny Śląsk był pod władaniem III Rzeszy. 10 maja 1941 KWK Ruben w Nowej Rudzie na Dolnym Śląsku doszło do wyrzutu dwutlenku węgla, których pochłonął 187 istnień.
W późniejszych latach na Górnym Śląsku doszło do dwóch ogromnych tragedii. 21 marca 1954 w KWK Barbara-Wyzwolenie w Chorzowie doszło do pożaru, którego prawdopodobną przyczyną było zaprószenie ognia z lampy karbidowej, powieszonej na obudowie chodnika lub samozapłon węgla. Dokładna liczba ofiar nie jest znana do dziś, ale szacuje się, że życie mogło wtedy stracić od 80 do 120 osób. Tragedia z Chorzowa jest uznawana za największą po II wojnie światowej.
Ostatnim tragicznym zdarzeniem, które pochłonęło życie kilkudziesięciu osób, był wypadek w KWK Makoszowy w Zabrzu z 28 sierpnia 1958 roku. Zginęło wówczas 72 górników, a 87 doznało ciężkiego zatrucia. Powodem tej tragedii był pożar spowodowany cięciem stalowej stropnicy palnikiem acetylenowym. Jak wykazało późniejsze śledztwo, spawacz który zaprószył ogień był osobą z niepełnosprawnością umysłową i nie powinien być dopuszczony do pracy pod ziemią ani pełnić funkcji spawacza. To była jedna z wielu przyczyn, które doprowadziły do tragedii w zabrzańskiej kopalni.