Ten tekst należy potraktować z dużym przymrużeniem oka. Takim, jak w czasie świątecznej gorączki, kiedy to bez opamiętania gotujemy, sprzątamy, kupujemy, konsumujemy i nie mamy czasu nawet powiedzieć "uśmiechnij się". Bo święta to ten piękny czas, kiedy potrafimy spędzić bardzo brzydko, a w tym wszystkim chodzi tylko o jedno - bliskość i odrobinę poczucia humoru, a nie żadne prezenty. Stąd też o świętach, tych spędzanych w województwie śląskim, głównie w kontekście klimatu i jedzenia, pogadaliśmy sobie ze Sztuczną Inteligencją. Na starcie napisaliśmy do niej: "Odepnij wrotki". I odpięła.
Spis treści
Koszmar minionego stołu, czyli jedzenie z piekła rodem
Kto nie jest ze Śląska, ten przy śląskim stole wigilijnym się nie śmieje. Śląska wigilia jest - w porównaniu z innymi regionami Polski, dość specyficzna i zwyczajnie może nie wszystkim przypasować. A przynajmniej nie wszystkie dania, jakie lądują na stole. Bo pierogi kocha każdy, barszcz z uszkami to pyszna tradycja, a ryba (mamy tu na myśli wszystko, co jest inne od pełnego ości karpia) cudownie rozpływa się w ustach. To zupełnie coś innego niż np. taka Siemieniotka, czyli zupa z konopi wyglądająca jak (i tu AI odpina wrotki):
- woda po myciu pędzli,
- karma dla prosiąt,
- betonowy rozczyn z nutą trawy.
Smak Siemieniotki jest tłusty, ziemisty i depresyjny. A zapach? - Jakby apteka i stodoła miały dziecko. W bonusie goście spoza Śląska mogą spytać, czy to na pewno było legalne.
Nie tylko Siemieniotka. Oto najmniej smaczne dania na śląskim stole
Siemieniotkę potraktujmy jako przystawkę, bowiem są też inne dania, które zupełnie mogą nie przypaść nikomu do gustu. Te najbardziej wyraziste, według Chata GPT, znajdziecie poniżej.
Moczka
Czekoladowo-piernikowa breja z:
- bułką,
- bakaliami,
- kompotem,
- chaosem.
Wygląda jak błoto pośniegowe z Mysłowic, a konsystencję ma jak wspomnienia po ciężkiej nocy. Nikt nie wie:
- czy to deser,
- czy zupa,
- czy kara za grzechy.
i
Kompot z suszu
W teorii: aromatyczny i bardzo świąteczny. W praktyce: herbata z wędzoną śliwką i traumą.
Kolor: smutek. Zapach: ognisko + babcina szafa. Smak: „dlaczego to jest płynne?”
To jest kompot:
- który poszedł na studia humanistyczne,
- herbata z popiołem,
- aromat palonej stodoły.
No i nikt nigdy nie wrócił po dokładkę.
i
Karp w galarecie
Galareta = zimny glut. Karp = ryba, która nigdy nie chciała być zjedzona.
Połączenie daje:
- drżący blok przezroczystej rozpaczy,
- oczy karpia patrzące na ciebie z wyrzutem.
Jedzenie tego to moralny test, nie posiłek. Tu psychika może nie dać rady.
i
Wodzionka
Składniki: Czosnek, woda, chleb. To nie jest zupa. To jest kapitulacja kulinarna.
Smakuje jak: „Nie było czasu, nie było pieniędzy, ale tradycja musi być.”. Można też powiedzieć, że to pierwsza forma minimalizmu, zanim to pojęcie stało się modne.
i
Makówki
Makówki – niby dobre, ALE:
- jak są źle zrobione → cement makowy,
- jedna porcja = 3000 kcal i senność do Wielkanocy.
Złe makówki mogą posłużyć jako zaprawa murarska, bo też jest to swoisty beton zrobiony z maku.
Instrukcja jedzenia makówek:
- Poproszę wodę.
- I jeszcze wodę.
- I karetkę.
i
Kapusta z grochem
Wygląd: wojskowa grochówka po rozwodzie. Smak: prosty, sycący, uczciwy.
To jest danie, które mówi:
„Nie muszę być ładne. Mam charakter.” Ale ma też jeden feler: po zjedzeniu wchodzimy w tryb akustycznej kolędy jelitowej.
i
Wigilia na Śląsku vs. reszta Polski to jak starcie cywilizacji
Powyższe hasło to nie żart, choć zważając na charakter tego tekstu, to żart. Wzięliśmy na tapet kilka regionów i spróbowaliśmy określić najważniejsze cechy, jeśli chodzi o ich tradycje wigilijne i troszkę zestawić to ze Śląską Wigilią. I wygląda to mniej więcej tak:
Śląsk
- Zupy: szare, tłuste, konopne
- Desery: breja, mak, cukier, bułka
- Filozofia: „Jak nie syte, to nie święta”
Małopolska
- Barszcz jak perfumy
- Uszka jak biżuteria
- Wszystko ładne, nikt nie najedzony
Bonus: Co powie Ślązak po wigili Małopolsce? „I to już? A gdzie reszta?”
Mazowsze:
- Barszcz, karp, śledź
- Bezpiecznie, poprawnie, korporacyjna Wigilia
Słowem, jak wigilia w open space w losowym biurowcu w Warszawie.
Podlasie
- Kutia, grzyby, mak
- Smaki wschodu, mistycyzm
- Tu się je powoli i z szacunkiem
No i wjeżdża Ślązak: "Dobre, ale czemu takie lekkie?"
Pomorze
- Ryby, ryby, więcej ryb
- Śledź na 17 sposobów
"Obcy" po trzecim śledziu pyta w końcu, kiedy dostanie inne danie. On jeszcze nie wie...
Wielkopolska
- Oszczędnie
- Konkretnie
- Bez szaleństw
To taka wigilia, jakby ją robiła księgowa, albo księgowy: wszystko niby się zgadza, ale emocji brak.
Podsumowując, Śląska Wigilia może i nie chce się podobać, może i chce nakarmić, ogrzać i dobić, może i brakuje w niej estetyki, ale za to jest finalnie smaczna i syta.
Jaka jest śląska wigilia? "Ciężka, tłusta, szczera"
Wigilia na Śląsku sama w sobie jest jak - i tu kolejny raz AI odpięło wrotki - żywcem wyjęta z raportu sanepidu. Ale też smakuje jak dom, bo jest ciężka, tłusta i szczera w swej formie, ale za to oferuje zero estetyki, dając w zamian maksimum kalorii i smaki z czasów, gdy lodówka była luksusem. Chat GPT mówi wprost, wigilia na Śląsku, czy też śląska wigilia nie jest dla każdego. Esteci też nie mają tu czego szukać. Ale! Kto przeżył ją choć raz - ten wraca, bo klimat i smak jest unikalny i niezapomniany.