Historia Zbigniewa Nowaka, górnika z kopalni Halemba, który przeżył 111 godzin pod ziemią, wstrząsnęła całą Polską. Jego dramatyczna walka o życie na głębokości 1030 metrów stała się symbolem niezwykłej siły ducha. Co robi dziś i jak wspomina cud w kopalni Halemba? Rozmawiamy z nim w przeddzień 19. rocznicy katastrofy górniczej na Halembie, w której zginęło 23 górników. Do tej tragedii doszło 9 miesięcy po jego cudownym ocaleniu.
Dramat na głębokości 1030 metrów
W środę 22 lutego 2006 roku 31-letni metaniarz Zbigniew Nowak pracował na popołudniowej zmianie w kopalni Halemba w Rudzie Śląskiej. Chwilę po godzinie 18:00 wystąpił słaby wstrząs. Gdy górnik podbiegł do telefonu, by złożyć meldunek, doszło do potężnego, wtórnego tąpnięcia. Wyrobisko zawaliło się na odcinku około 250 metrów.
Zbigniewa Nowaka przed zasypaniem uratowała niewielka szczelina przy aparacie telefonicznym, wysoka na metr i szeroka na 80 centymetrów. Uwięziony na głębokości 1030 metrów, w temperaturze 28 stopni Celsjusza, miał przy sobie jedynie niewielki zapas wody. Powietrze do oddychania czerpał z pękniętego lutniociągu. Uderzając w rury, wysyłał sygnał, że żyje. Choć lampa na jego kasku zgasła po trzech dobach, wciąż działał nadajnik radiowy, który pozwolił zlokalizować jego położenie.
Cud w kopalni Halemba
Na pomoc natychmiast ruszyli ratownicy górniczy z pięciu stacji kopalnianych oraz zastępy z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu. Ze względu na wysokie stężenie metanu, nie mogli używać maszyn. W aparatach tlenowych, w ekstremalnym gorącu, ręcznie przekopywali się przez zawał, zbliżając się do sygnału z lampy górnika.
Na powierzchni przez pięć dni na wieści czekała rodzina Zbigniewa Nowaka. Kiedy nadzieje na uratowanie górnika powoli gasły, jego 6-letnia córeczka Laura przekonywała wszystkich, że „tatuś na pewno żyje i czeka”.
Jej słowa okazały się prorocze. Piątej doby, w poniedziałek 27 lutego nad ranem, ratownicy usłyszeli nawoływanie. Zbigniew Nowak, słysząc zbliżającą się pomoc, sam zaczął wybierać skały ze swojej strony, by przyspieszyć ratunek. Po trzech godzinach od nawiązania kontaktu głosowego, ratownicy dotarli do uwięzionego. W pierwszych słowach zapytał o żonę i córkę, a potem poprosił o... jabłko, które śniło mu się pod ziemią.
Ratownicy wynoszą uratowanego Zbigniewa Nowaka
Zobacz zdjęcia
Życie po katastrofie
Lekarze ze Szpitala Górniczego św. Barbary w Sosnowcu byli zdumieni stanem pacjenta. Mimo odniesionych obrażeń, jego życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo. Jeszcze ze szpitalnego łóżka zapowiedział kolegom, że chce szybko wracać do pracy. Zapytany przez dziennikarzy, skąd czerpał siłę, by przetrwać, odpowiedział: „Ja przeżyłem, bo ze wszystkich sił pragnąłem jeszcze zobaczyć żonę i córkę. I wiedziałem, że ratownicy na pewno po mnie przyjdą”.
Zbigniew Nowak dotrzymał słowa i wrócił do kopalni Halemba, jednak w trosce o spokój najbliższych postanowił pracować już tylko na powierzchni.
Jego postanowienia nie zmieniła nawet katastrofa w kopalni Halemba, do której doszło 9 miesięcy później, 21 listopada 2006 roku.
Górnicza emerytura? Czasu wciąż brakuje
W maju tego roku, po 25 latach pracy w tej samej kopalni, Zbigniew Nowak przeszedł na emeryturę. Wydawałoby się, że to czas na odpoczynek i realizację pasji. Nic bardziej mylnego.
Mam trzy kobiety w domu. To tłumaczy wszystko. Najmłodsza ma 12 lat – śmieje się pan Zbyszek. – Oprócz tego pracuję w prywatnej firmie. Tak się tylko mówi, że na emeryturze jest dużo wolnego czasu. Przekonałem się, że różnymi obowiązkami i zajęciami dzień jest wypełniony w całości.
W dniu, kiedy przechodził na emeryturę, w siedzibie Polskiej Grupy Górniczej zorganizowano uroczystość. Zostali na nią zaproszeni ratownicy górniczy biorący udział w niedawnych akcjach, oraz Paweł Sajnak, którego uratowano po kilkunastu godzinach po wstrząsie i zawale w Bielszowicach 4 grudnia 2021 roku. Ale główną postacią uroczystości był Zbigniew Nowak. Obiecywał, że zapamięta każdy dzień spędzony na Halembie. Także te pięć, gdy był przysypany.
Bo czemu nie można wspominać złych rzeczy? To nas wzmacnia. Przynajmniej mnie. Można powspominać, że był wypadek, że było jak było. A później i te dobre rzeczy - że się chodziło do tej pracy, z kolegami się tam rozmawiało, ze sztajgrami, ogólnie z ludźmi, którzy byli na kopalni. Będzie mi tego brakowało – mówił.
Najbliższa okazja do wspólnych rozmów nadarzy się już wkrótce. Na Barbórkę górnicy spotykają się na karczmach.
Nawet o tym jeszcze nie miałem czasu pomyśleć – mówi pan Zbyszek. – Jak mnie zaproszą, to chętnie pójdę i spotkam się z kolegami. Ale w domu też będzie fajnie. Siądziemy sobie przy stole, pogadamy, pogramy w gry i coś dobrego zjemy. No, i pewnie się wzajemnie pownerwiamy, jak to w rodzinie.