Setne urodziny mieszkanki Gliwic
Mieszkająca w Gliwicach Elżbieta Smagacz w minioną niedzielę 23 marca obchodziła okrągły jubileusz. Tego dnia skończyła sto lat. Z okazji tak ważnego wydarzenia gliwiczankę odwiedziła prezydentka Gliwic, Katarzyna Kuczyńska-Budka. Solenizantka otrzymała bukiet kwiatów oraz serdecznie życzenia.
Pani Elżbieta niemal całe życie spędziła w Gliwicach. Najpierw w niemieckich, a po 1945 roku, polskich. Jak sama często powtarza: "Urodziłam się jako Niemka, będę umierała jako Polka".
Historia życia 100-letniej pani Elżbiety
Jak czytamy w komunikacie Urzędu Miasta w Gliwicach, pani Elżbieta Smagacz urodziła się 23 marca 1925 r. w Raciborzu pod ówczesnym imieniem i nazwiskiem Hildegarda Wyrwich. W 1949 r. zmieniła imię na Elżbieta. Była jednym z pięciorga dzieci Józefa i Reginy Wyrwich. Pan Józef był kotlarzem na kolei, natomiast pani Regina zajmowała się domem. Po przeprowadzce na teren Gliwic rodzina zamieszkała w dzielnicy kolejowej na Zatorzu.
W młodości pani Elżbieta uwielbiała chodzić do szkoły, gdzie zawsze zajmowała pierwszą ławkę. W jej pamięci zachowały się wspomnienia z budowy kościoła pw. Chrystusa Króla oraz pierwszy proboszcz tej parafii. Niestety szczęśliwe dzieciństwo gliwiczanki przerwała II wojna światowa. W trakcie wojny ukończyła szkołę zawodową o specjalności praca biurowa i podjęła pracę w dużym sklepie motoryzacyjnym.
Rodzina opuściła Gliwice w styczniu 1945 roku, w obawie przed zbliżającą się Armią Radziecką. Ostatnim transportem kolejowym uciekli do Lipska, gdzie podczas bombardowania zostali zasypani w piwnicy. Uwolnili ich Anglicy. Po zakończeniu wojny w 1947 roku zdecydowali się na powrót do Gliwic. Niestety nie wszyscy. W wojnie zginęli brat i siostra pani Elżbiety.
- Żeby już nigdy nie było wojny - często powtarza pani Elżbieta.

Po wojnie rodzina wróciła do Gliwic
W tym okresie Gliwice znajdowały się już w granicach Polski. Rodzina Wyrwich musiała nauczyć się języka polskiego, a także dostosować do nowych realiów. Dzięki kursowi Wszechnicy Radiowej pani Elżbieta zdobyła wiedzę o Polsce współczesnej, a na początku lat 50. udało jej się znaleźć pracę w Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego przy ul. Chorzowskiej, gdzie ukończyła kurs na magazyniera. W 1961 roku awansowano ją na kierownika magazynu. Miejsca zatrudnienia nie zmieniała już do emerytury, na która przeszła w 1980 roku.
To w tym zakładzie poznała repatrianta ze Lwowa, Kazimierza Smagacza. Kazimierz Smagacz był tokarzem, zdobył tytuł mistrza, a po ukończeniu kursów pedagogicznych został instruktorem praktycznej nauki zawodu w szkole przyzakładowej. Znajomość przerodziła się w coś więcej, a w 1953 roku para wzięła ślub. Małżeństwo doczekało się dwoje dzieci - syna i córkę. Wspólnie przeżyli szczęśliwe ponad sześćdziesiąt lat. Po przejściu na emeryturę wspólnie dbali o ogródek i przygotowywali przetwory. Po śmierci męża, pani Elżbieta zamieszkała z córką, która do teraz na co dzień dba o nią i się nią opiekuje. Może też liczyć na wsparcie innych członków rodziny.
Ulubionym zajęciem pani Elżbiety było robienie na drutach, dzięki czemu własnoręcznie zrobionymi skarpetkami mogła obdarowywać rodzinę i znajomych. Nawet dziś, mając 100 lat, jest kobietą pogodną, uśmiechnięta i życzliwą dla innych. Zawsze jest gotowa do pomocy osobom samotnym i potrzebującym. Jest też bardzo pracowita i rodzinna, do dziś jest w bliskiej relacji ze swoją najmłodszą siostrą.
Polecany artykuł: