Mieszkańcy tworzą mapę smrodu
Za nami kolejny, upalny, sierpniowy dzień i wieczór.. próbujemy otworzyć okno na noc i co czujemy? Okropny zapach, odór, fetor, no coś nie do opisania.. KATOWICE I OKOLICE - wpisujcie proszę adresy, okolice, w których to czujecie! - zachęca na Facebooku grupa "Zielony Burowiec" w czwartkowy wieczór.
Na odpowiedzi nie trzeba długo czekać. Godz. 23.10: "Wracając od Katowic smród czuć było już na Dąbrówce". Godz. 23.12: "Znów smród. Osiedle Andersa". Godz. 23.13: "Na Wandy i Hallera też czuć od kilku godzin". Godz. 7.00: "Czeladź smród od Borowej do Staszica".
Fetor dusi mieszkańców od lat
Problem wcale nie jest nowy. Mieszkańcy katowickiej Dąbrówki Małej, Burowca, sosnowieckich Milowic i czeladzkich Piasków od wielu lat zgłaszają władzom Katowic uciążliwości zapachowe.
Władzom Katowic, bo ich zdaniem fetor wydobywa się z Zakładu Odzysku i Unieszkodliwiania Odpadów, który należy do Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Katowicach. Problem miał się pojawić w 2018 roku, gdy zakład rozbudowano.
Niedawno - 19 sierpnia - w sprawie smrodu odbył się protest. Przed zakładem przy ul. Milowickiej zebrał się tłum ludzi. Niektórzy przynieśli ze sobą transparenty z napisami: "Przestańcie nas truć!", "Mamy dość smrodu".
Katowice zaprzeczają, że to MPGK jest źródłem problemu
Tymczasem na bramie zawisła wielka płachta z pytaniem: "Czy protestujecie pod właściwym zakładem?". Została przygotowana przez miejską stronę, która uparcie powtarza, że źródła fetoru należy szukać gdzieś indziej. W wypowiedziach medialnych Dariusz Prenzel, dyrektor zakładu wyraził zrozumienie dla społecznej złości, ale uznał ją za źle skierowaną i postraszył mieszkańców sądem "w przypadku pomówień".
Choć od początku Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej w Katowicach podkreśla, że niemożliwym jest, by to jego działalność powodowała trudności na tak dużym terenie, to cały czas unowocześnia zakład i dostosowuje swoją działalność do norm krajowych i europejskich. Dlatego w połowie 2022 roku oddano do użytku halę hermetyzacyjną, która doszczelniła końcowy etap przetwarzania odpadów zmieszanych, a cały proces przebiega od tego momentu w zamkniętych pomieszczeniach, z których powietrze kierowane jest do wielostopniowej instalacji oczyszczania z pyłów i ewentualnych złowonnych składników. Mimo tej inwestycji problem uciążliwości zapachowych w rejonie pojawia się w dalszym ciągu co wskazuje, że podejrzenia skierowane w stronę MPGK są niesłuszne - tłumaczył kilka tygodni temu Dawid Kwiecień z Katowickiej Agencji Prasowej w informacji prasowej.
Mieszkańcy: "Likwidacja smrodu rozwiązałaby konkretne problemy tysięcy ludzi"
To właśnie on przemawiał w imieniu katowickiej spółki podczas protestu. Po raz kolejny podkreślił, że zakład był wielokrotnie kontrolowany przez różne instytucje, a po powrocie do biura rozesłał dziennikarzom kopię protokołu z oględzin Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska.
Inspektorzy odwiedzili zakład 16 sierpnia o godz. 12:15 i nie stwierdzili występowania uciążliwości zapachowych.
W hali zapach charakterystyczny dla prowadzonego procesu przetwarzania. Bramy wjazdowe do hali przyjęć odpadów zmieszanych i kompostowni w trakcie niniejszych oględzin były zamknięte - przeczytamy w protokole.
Mieszkańcy na ten dowód uśmiechają się z politowaniem. "Dawid Kwiecień - proponujemy teraz sprawdzić MPGK, nie o 12:00 w południe" - zapraszają ironicznie.
„Młyńska” za każdym razem wypomina zrozpaczonym mieszkańcom, którzy cierpią od smrodu generowanego gdzieś w rejonie ulicy Milowickiej, że na „hermetyzację” hal MPGK przy Milowickiej „miasto” wydało 17 mln złotych. No to my przypomnimy im DLA PORÓWNANIA, że na bezużyteczny parking wielopoziomowy na Tylnej Mariackiej wydali …. 23 mln zł i to też nie ze swoich pieniędzy, tylko „z naszych”. Tyle, że prawdziwa likwidacja smrodu w kilku dzielnicach miasta rozwiązałaby konkretne problemy tysięcy ludzi, a parking przy Tylnej Mariackiej nie rozwiązał żadnego - piszą społecznicy z grupy "Zielony Burowiec".
KAW: kontrole były prowadzone nocą i nic nie wykazały
Zapytaliśmy w Katowickiej Agencji Wydawniczej, czy kontrole w zakładzie przy ul. Milowickiej były prowadzone w godzinach wieczornych i nocnych.
Tylko w tym miesiącu przeprowadzono łącznie sześć kontroli Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Miały one miejsce: 7.08 (ok godz. 19:00), 9.08. (ok. godz. 23:00), 13.08. (o godz. 1:15), 16.08 (o 12:15), 22.08. (ok. godz. 12:00) oraz 28.08. (o godz. 2:40). (...) Kontrolerzy WIOŚ nie stwierdzają na terenie zakładu uciążliwości odorowych, które mogłyby przeszkadzać mieszkańcom położonych dalej domów i mieszkań. Kontrolerzy podczas swoich wizyt potwierdzali brak uciążliwości odorowych na zewnątrz zakładu, hal lub występowanie uciążliwości o niskiej intensywności, ale głównie w środku pomieszczeń. Takie same wnioski były przez nich zanotowane podczas nocnych kontroli, kiedy zakład nie pracuje, a wszystkie bramy są pozamykane – kontrolerzy nie notują uciążliwości odorowych na zewnątrz hal - informuje Malwina Kaczor z Katowickiej Agencji Wydawniczej.
I przypomniała, że w niedalekiej odległości od zakładu funkcjonuje "kilka innych firm prowadzących podobną działalność, a które jak widać na zdjęciach z dronów, nie mają tak nowoczesnych instalacji do przetwarzania odpadów".
Potwierdza to Straż Miejska w rozmowie z portalem WKATOWICACH.eu. 16.08. strażnicy próbowali podjąć interwencję w firmie BM Recykling, która została wskazana jako źródło odoru, jednak nie mogli tego stwierdzić, ponieważ zapach wyczuwali m.in. na ul. Konopnickiej, Mysłowickiej, Kolejowej czy Powstańców w Siemianowicach Śląskich. Podczas zgłaszania uciążliwości odorowych warto wskazywać więcej firm do kontroli, co pozwoliłoby na bardziej przejrzyste monitorowanie sytuacji - dodaje Kaczor.
Tajemnicze ulotki nieznanego autora
Podobne podejrzenia zostały wyrażone na ulotkach, które tajemnicze hostessy rozdały uczestnikom podczas protestu. "Znajdźmy źródło fetoru!" - głosił tytuł, niżej był podany numer do WIOŚ oraz lista potencjalnie uciążliwych firm z okolicy. Jednak Katowicka Agencja Wydawnicza zaprzecza, jakoby była ich autorem.
Co do ulotek, które były dystrybuowane podczas protestu, nie wiemy, kto jest ich autorem - zapewnia Malwina Kaczor.