Mieszkańcy Siemianowic Śląskich są zastraszani przez mężczyznę z nożem. Boją się o życie dzieci

2025-10-02 11:07

Mieszkańcy jednego z osiedli w Siemianowicach Śląskich żyją w ciągłym strachu. Wszystko przez agresywnego mężcyzznę, który ma terroryzować całą okolicę, wymachując nożem. Sprawa jest na tyle poważna, że dyrekcja pobliskiej szkoły wysyła do rodziców specjalne alerty. Mieszkańcy obawiają się, że zanim system zadziała, może dojść do tragedii.

Mieszkańcy Siemianowic Śląskich są zastraszani przez mężczyznę z nożem. Boją się o życie dzieci

i

Autor: Google Maps/ Materiały prasowe Mieszkańcy Siemianowic Śląskich są zastraszani przez mężczyznę z nożem. Boją się o życie dzieci

Gehenna mieszkańców w Siemianowicach Śląskich. Mężczyzna z nożem terroryzuje osiedle

Dramatyczne sceny rozgrywają się na jednym z osiedli w Siemianowicach Śląskich, w dzielnicy Bańgów. Jak relacjonuje katowicki oddział TVP, codzienna rzeczywistość mieszkańców zamieniła się w nieustanny strach. Jeden z lokatorów wyszedł przed blok i wymachiwał nożem, siejąc postrach wśród przechodniów.

To jednak nie jest odosobniony incydent. Sąsiedzi twierdzą, że problem z agresywnym mężczyzną trwa od lat, a jego niebezpieczne zachowania nasilają się. Wcześniej miał on grozić wysadzeniem całego budynku w powietrze. Jeden z mieszkańców, który pragnie zachować anonimowość, opowiedział TVP Katowice o innej groźnej sytuacji.

Rzucał we mnie przedmiotami różnymi z balkonu, co mu podeszło pod rękę. Była tam jakaś butelka z wódki, kawa, no różne rzeczy rzucane były.

W związku z realnym zagrożeniem dyrekcja pobliskiej szkoły podstawowej wystosowała oficjalne ostrzeżenie do rodziców, prosząc o zachowanie szczególnej ostrożności i zwracanie uwagi na bezpieczeństwo dzieci.

Mężczyzna na własne życzenie opuścił szpital. Instytucje bezradne?

Wydaje się, że służby i instytucje pozostają bezradne. Tylko w tym roku policja interweniowała w tej sprawie ponad 20 razy. Mężczyzna był wielokrotnie zabierany do izby wytrzeźwień, a raz trafił do szpitala psychiatrycznego. Problem w tym, że placówkę opuścił na własne żądanie.

Pomoc próbował zorganizować również Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, który został powiadomiony o sprawie w styczniu. Pracownik socjalny odwiedził mężczyznę 12 razy, jednak ten za każdym razem odmawiał przyjęcia jakiejkolwiek pomocy.

Sąsiedzi dodają, że problemy z lokatorem zaczęły się po śmierci jego bliskich. Choć częściowo mu współczują, ich strach jest silniejszy. W maju MOPS wystąpił do sądu z wnioskiem o przymusowe umieszczenie mężczyzny w szpitalu psychiatrycznym, ale do dziś nie zapadła w tej sprawie żadna decyzja. Mieszkańcy boją się, że zanim procedury ruszą, może być za późno.

Źródło: SuperExpress

Śląsk Radio ESKA Google News