Jak bytomianin spuścił na drzewo Lewandowskiego, a reprezentację na dno. Błędy Michała Probierza

i

Autor: Archiwum Jak bytomianin spuścił na drzewo Lewandowskiego, a reprezentację na dno. Błędy Michała Probierza

Piłka nożna

Jak bytomianin spuścił na drzewo Lewandowskiego, a reprezentację na dno. Błędy Michała Probierza

2025-06-12 11:18

Łatwo kopie się leżącego - ktoś powie zwłaszcza w kontekście czwartkowej dymisji Michała Probierza ze stanowiska selekcjonera reprezentacji Polski. Jednak patrząc na całokształt jego kadencji na tym stanowisku, można odnieść wrażenie, że były selekcjoner właściwie leżał cały czas, okresowo tylko podnosząc głowę głównie po to by sprawdzić - niczym Neron, czy kadra równo płonie.

Nieduże nadzieje, gigantyczne rozczarowanie

Decyzja o tym, że to właśnie Michał Probierz ma uzdrowić polską reprezentację po Czesławie Michniewiczu i Fernando Santosie, nie była przyjęta z hurra optymizmem. Od początku mówiło się, że to bardziej nominacja kolegi [Cezarego Kuleszy] dla kolegi. Bo tez pochodzący z Bytomia Michał Probierz miał niewiele sukcesów w swoim CV, a i nawet w polskim środowisku trenerskim nie był najmocniejszą kredką w piórniku. Z tego wyboru mocno cieszono się w Bytomiu, bo Probierz przecież wychował się na bytomskich podwórkach. To tam stawiał pierwsze kroki w piłce nożnej zarówno jako piłkarz, jak i jako trener.

Nie ma co ukrywać - Górny Śląsk cieszył się, że to właśnie chłop z tego regionu będzie najważniejszym człowiekiem w Polskiej piłce i zaszczepi piłkarzom śląski etos pracy, który sprawi że znów będziemy dumni z reprezentacji Polski a kadrowicze będą gryźć rywali po nogach, żeby tyko wygrać spotkanie, a jeśli mieli je przegrać, to po ciężkiej walce. 

Niestety, z powyższego pasują tylko słowa "gryźć" i "ciężko". Bo gra reprezentacji gryzła w oczy i ciężko się to wszystko oglądało. 

Śląski etos pracy? Nie w tej kadrze

Choć reakcje na angaż Probierza były umiarkowane, to jednak przebijała się w tym nadzieja, że przecież gorzej już być nie może, a Probierz będzie miał okazję udowodnić, że materiału, jaki mu staje, jest w stanie uszyć coś galowego. Sam Probierz chciał chyba od razu z buta wejść w reprezentacyjny sznyt powołując na zgrupowanie kompletnie nikomu nieznanego Patryka Pedę, ale też Patryka Dziczka, czy Filipa Marchwińskiego. Co więcej, grający wtedy na poziomie włoskiej Serie C Patryk Peda wyszedł w pierwszym składzie na mecz z Wyspami Owczymi. Mecz, który co prawda wygraliśmy 2:0, ale męczyliśmy się z rywalami okrutnie. 

Nie inaczej było potem z Mołdawią, z którą zremisowaliśmy 1:1. Te dwa spotkania pokazały, że kadencja Probierza będzie naprawdę ciężka. Nikt jednak nie spodziewał się, że aż tak, bowiem od jego debiutu, do ostatniego, przegranego meczu z Finlandią, reprezentacja grała już tylko i wyłącznie gorzej z niewielkimi, pojedynczymi przebłyskami, takimi jak wygrane mecze przez Euro 2024 z Ukrainą czy Turcją. Potem to nas już tylko lali, że nawet nie wiadomo było, gdzie lód przyłożyć. Problem wynikał z jednej, zasadniczej rzeczy, której Probierz nie potrafił rozbudzić w kadrze: ambicji. Jeśli jeszcze wszystko w miarę się układało, kadra potrafiła momentami grać przyzwoicie, ale wystarczyła strata gola i cały misterny plan brał w łeb, a piłkarze tracili głowy, co przekładało się na wyniki.

Euro przerżnęliśmy bardzo szybko, a z Ligi Narodów wywaliła nas Szkocja w ostatniej minucie. Wcześniej zlała nas Portugalia, a wyjątkowo ambitna walka w meczu z Chorwacją, zakończona wynikiem 3:3 była wyjątkiem potwierdzającym regułę, że przeciwko najlepszym generalnie nie mamy szans, ze słabymi drużynami wygrywać po męczarniach. I to też ledwo. 

Litwa, Malta i Finlandia

Te trzy drużyny pokazały, że kadra Probierza jest na mentalnym dnie. Choć z Litwą i Maltą wygraliśmy, to absolutnie nie dało się wyczuć, że to my jesteśmy piłkarsko lepsi i że moglibyśmy wygrać z tymi kadrami wystawiając drugi albo nawet i trzeci garnitur. Tak jednak nie było. Podobnie źle wyglądało to w towarzyskim meczu z Mołdawią, z którą skompromitowaliśmy się w czasie eliminacji do ostatniego Euro. W tych trzech przypadkach widzieliśmy reprezentację, która nie ma pojęcia, co chce grać i jak grać. Choć w naszych szeregach byli piłkarze grający na co dzień w Arsenalu, Aston Villi czy Interze Mediolan, to a boisku widzieliśmy mecz piłkarskiej A-klasy. 

Mecz z Finlandią był tylko "creme de la creme" tego, jak bardzo źle się dzieje w kadrze i z kadrą Probierza. Bo też obok wyników widać było, że w reprezentacji Polski nie wszystko gra i buczy wewnętrznie, a przypieczętowaniem tego był konflikt z Robertem Lewandowskim i odebranie mu opaski kapitana po tym, jak nie przyjechał na kadrę, by potem nieoczekiwanie zjawić się na pożegnalnym meczu Kamila Grosickiego. 

W tym przypadku od początku było widać, że cała sytuacja została źle rozegrana i jeszcze bardziej popsuła i tak nienajlepsze nastroje w samej kadrze, jak i wokół niej. W efekcie nie mieliśmy kapitana, ale za to mieliśmy aferę, o której mówił cały świat. 

Zaskakujące powołania i... odstrzelenie kadrowiczów

W budowaniu atmosfery Probierz nie pomagał sobie powołaniami. W czasie jego kadencji było wiele zaskoczeń. Patryk Peda to najjaskrawszy przykład. Przyjechał, zagrał dwa mecze, nigdy potem do kadry nie wrócił. 

Podobne losy spotykały choćby np. Maxa Oyedele z Legii Warszawa, choć na ostatnie zgrupowanie też był powołany, ale nie zagrał. Probierz od razu wsadził go na konia w meczu z Portugalią, a przypomnijmy, był to zawodnik, który wtedy miał na koncie zaledwie kilka spotkań na poziomie seniorskim. 

Michael Ameyaw z Piasta Gliwice również wtedy zagrał w kadrze, co Oyedele, i od tamtej pory nikt już o nim więcej nie słyszał. Podobny los dzielili między innymi Karol Struski, Mateusz Łęgowski, Dominik Marczuk czy nawet Taras Romanczuk, z którym Probierz doskonale znał się z Jagielloni Białystok. 

Z drugiej strony Probierz powoływał np. Bartosza Bereszyńskiego, który wraz z Sampdorią spadał do Serie C, w ostatnich kolejkach nawet niie podnosząc się z ławki, czy Kacpra Urbańskiego, który w ostatnim sezonie rzadko kiedy pojawiał się na boiskach Serie A. Takich przykładów też można było mnożyć i to w kontekście jego własnych słów, że nie będzie powoływał zawodników, którzy nie grają w swoich klubach. Jak widać słowo u niego nie ważyło zbyt wiele i to nie pierwszy raz, co finalnie przekładało się nie tylko na posłuch, ale też poczucie, że ten facet nie ma pomysłu na kadrę.

Michał Probierz: Ja się nie poddaję

Napięta atmosfera w związku z konfliktem z Robertem Lewandowskim i konfliktami wewnętrznymi miała swoje ujście w meczu z Finlandią, gładko przegranym przez naszych 2:1. W czasie konferencji Michał Probierz wielokrotnie był pytany o to, czy poda się do dymisji. Za każdym razem mówił nie dodając, że "Ja się nie poddaję". W swym postanowieniu długo nie wytrzymał i podał się do dymisji w czwartek, 12 czerwca. W tym względzie nie był zresztą debiutantem, bo na podobne kroki decydował się będąc trenerem Cracovii Kraków czy Jagielloni Białystok, co świadczy tylko o jednym - Probierz co prawda ma swoje własne zdanie, ale zmienia je bardzo szybko.

Powyższe przykłady, które i tak są tylko wierzchołkiem góry probierzowej, pokazują że były już selekcjoner nie był lekiem na całe zło, a raczej solą, którą posypywano coraz większą ranę, która zaczęła się jątrzyć jeszcze za czasów Czesława Michniewicza, jeśli nie wcześniej. Polska kadra z Probierza cofnęła się jeszcze bardziej w rozwoju, niż za Michniewicza i Santosa. Do tego jest mentalnie już całkowicie rozbita i bez wiary w to, że może spokojnie wygrać nawet  San Marino. I nie ma tu znaczenia, czy na boisku jest Robert Lewandowski, czy już do kadry nigdy nie wróci. Kadra na poziomie mentalnym, ambicjonalnym, przebiła już dno. Co gorsza, przy kolejnej nominacji trenerskiej nie można już powiedzieć, że "Gorzej już być nie możne", bo kadencja Probierza pokazała, że owszem, można się rozgościć na półce z takimi rywalami, jak Mołdawia i Finlandia i być od nich nawet gorszym. A tego w polskiej piłce jeszcze nie widzieliśmy. 

Śląsk Radio ESKA Google News