Gilowice: Lekarz przejechał ciężarną Gosię i 3-letnią Laurę. "Zabił, bo chciał ratować samochód"

2022-11-16 9:45

Przed Sądem Okręgowym w Bielsku-Białej odbyła się pierwsza rozprawa w sprawie makabrycznego wypadku w Gilowicach, gdzie Krzysztof S. śmiertelnie potrącił ciężarną Gosię i 3-letnią Laurę. W pierwszej instancji Krzysztof S. został skazany na 2,5 roku więzienia. Od orzeczenia odwołały się obie strony.

Tragiczny wypadek w Gilowicach. Lekarz Krzysztof S. śmiertelnie potrącił ciężarną Gosię i 3-letnią Laurę

W październiku 2020 roku w Gilowicach doszło do makabrycznego wypadku drogowego, którego efektem była śmierć ciężarnej Gosi oraz jej 3-letniej córki Laury. 36-letnia kobieta i dziewczynka zostały potrącone przez kierującego hyundaiem Krzysztofa S., lekarza jadącego do pracy w prywatnej praktyce medycznej. Gosia zginęła na miejscu zdarzenia, natomiast Laura trafiła do szpitala. Niestety lekarzom nie udało się uratować życia poszkodowanemu dziecku.

Pierwszą znalazłem Laurę, leżała na plecach. Oddychała, ale była nieprzytomna. Widziałem biegnącą mamę i zacząłem krzyczeć "Laura oddycha, idź do niej, a ja poszukam Gosi". Żona leżała z przodu samochodu. Biegnąc do niej wołałem "Laurka żyje, oddycha". Przytuliłem żonę, by powiedzieć, jak bardzo ją kocham, że karetka już jedzie i żeby mnie nie zostawiała. Widok zakrwawionej żony i oczy patrzące na mnie zostaną aż do śmierci. Tak bardzo chciała coś powiedzieć, nie mogła, dusiła się krwią, z ust toczyła się piana, z nosa lała się krew. Ostatnimi siłami patrzyła na mnie i konała patrząc prosto w oczy. Ze wszystkich sił starałem się wyciągnąć ją spod samochodu, nie mogłem, nie mogłem go podnieść - wspominał straszny wypadek Andrzej, mąż Gosi i ojciec Laury. Krzysztof S. jechał z prędkością o 17 km/h większą, niż dopuszczalna w tamtym miejscu. Wypadek tłumaczył jednak chęcią ominięcia psa, a później niskim poziomem cukru we krwi. Jak podaje PAP, wersję zdarzeń zmieniał kilka razy...

Dodatkowo, po potrąceniu ciężarnej Gosi i jej córeczki, Krzysztof S. nie pomógł poszkodowanym, mimo że był lekarzem.

Byłem na miejscu wypadku. Ten człowiek zabił, bo chciał ratować własny samochód. Nie udzielił pomocy. Zniszczył mi całe życie. Nie dość, że zabił, to jeszcze ich zostawił - mówił płacząc mąż Gosi i tata Laury. 

W pierwszej instancji Sąd Rejonowy w Żywcu skazał Krzysztofa S. na karę 2,5 roku więzienia oraz nakazał wypłatę po 30 tys. zł nawiązek dla dwojga bliskich ofiar. Odwołanie od tego orzeczenia złożyły obie strony.

Prawomocny wyrok w sprawie wypadku w Gilowicach. Znamy datę

We wtorek, 15 listopada odbyła się pierwsza rozprawa apelacyjna w sprawie wypadku w Gilowicach. Odwołanie rozpatruje Sąd Okręgowy w Bielsku-Białej. Jak relacjonuje PAP, prokuratura domagała się podwyższenia kary więzienia do sześciu lat, a mąż ofiary wymierzenia oskarżonemu maksymalnych w takim przypadku - ośmiu lat. Co oczywiste, zupełnie inną optykę przyjęła obrona. Wniosła ona o uniewinnienie lub w przypadku uznania winy zastosowanie kary, która umożliwiłaby pozostanie Krzysztofa S. na wolności. Obrońca Jakub Staszkiewicz wskazał, że jego klient popełnił błąd, bo przekroczył prędkość, ale przed wypadkiem cieszył się nieposzlakowaną opinią i obiecał, że już nigdy nie wsiądzie za kierownicę. Warto wspomnieć, że Krzysztof S. ma obecnie 70 lat.

- Stała się rzecz straszna. Ubolewam. Nie pamiętam, jak doszło do wypadku. Byłem pozbawiony świadomości. (…) Moje życie nie jest już takie samo. Choroby się nasiliły. Wypadek mi się śni. Przy życiu trzyma mnie tylko praca - mówił Krzysztof S.

Pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego Krzysztof Kowalski przypomniał natomiast, że S. przedstawiał różne wersje zdarzeń. Mówił o utracie przytomności lub psie, który przebiegł ulicę. Biegli wykluczyli, by były to zdarzenia prawdziwe. - Faktem jest, że gdyby jechał 50 km na godzinę, nie doszłoby do wypadku. (...) Po wypadku nie pomagał ofiarom, zadzwonił do pracy, że go nie będzie, do syna. Nie skupiał się na pomocy ofiarom. Nie wezwał służb ratowniczych, nie wykazał skruchy - stwierdził Krzysztof Kowalski. Prokurator Jacek Folta dodał, że oskarżony umyślnie naruszył zasady ruchu drogowego, jadąc zbyt szybko. Nie podejmował też żadnych manewrów, by uniknąć uderzenia w stojące kobietę i dziecko.

Na ostatecznie rozstrzygnięcie w sprawie wypadku w Gilowicach jeszcze poczekamy. Sędzia Piotr Wójciga powiedział, że z uwagi na zawiłości prawne, prawomocny wyrok zostanie ogłoszony we wtorek, 29 listopada.