Pierwszy pożar wybuchł 27 maja przed świtem przy ul. Dworcowej. Ogniem zajęła się hala magazynowa o powierzchni ponad 500 m kw. Akcja strażaków na miejscu trwała kilka godzin, a straty wyceniono na ok. 700 tys. zł. Kolejne dwa pożary wybuchły 31 maja i oba dotyczyły pustostanów - jeden znajdował się przy ul. Bielskiej, a drugi przy ul. Spacerowej. Następnego dnia straż pożarna została zadysponowana do pożaru pustostanu w sąsiednich Lipnikach.
Piąty pożar wybuchł 5 czerwca wieczorem przy ul. Bielskiej w Kozach. Ogniem zajęła się drewniana wiata, w środku znajdowały się stosy drewna i samochód. Zagrożenie było ogromne, bo tuż obok stał budynek mieszkalno-usługowy. Na szczęście strażakom udało się opanować sytuację. Nie obyło się jednak bez strat. Właściciel wycenili szkody na ok. 50 tys. zł.
Reporterzy Uwagi! TVN porozmawiali z poszkodowanymi mieszkańcami.
- My mieszkamy powyżej, to córka zobaczyła pierwsza ogień. Ona jest bardzo spokojna, a wtedy taki krzyk wydała, że wiedzieliśmy, że coś się stało - mówił pan Grzegorz, właściciel spalonej wiaty.
Mieszkańcy Kóz podejrzewają, że pożary to sprawka podpalacza. Typują nawet sprawcę. To Paweł J., kilka lat temu skazany za podpalenia w Kozach.
Skazany podpalacz wyszedł z więzienia, a w Kozach zaczęły się pożary
Reporterzy Uwagi! TVN przypomnieli, że 7 lat temu Kozami wstrząsnęła niemal identyczna seria pożarów. Płonęły wtedy auta, wiaty, pustostany. W końcu policja znalazła winnego. To Paweł J., jeden z mieszkańców wsi. Mężczyzna przyznał się do winy i spędził 2 lata w więzieniu. Później odsiedział jeszcze wyrok za jazdę pod wpływem alkoholu, mimo sądowego zakazu prowadzenia pojazdów.
Paweł J. niedawno wyszedł z więzienia, a w Kozach znów zaczęły się pożary. Mieszkańcy podejrzewają, że to jego sprawka. Tymczasem Paweł J. w rozmowie z reporterami Uwagi! TVN stwierdził, że nie ma nic wspólnego z pożarami - ani obecnymi, ani tymi sprzed siedmiu lat.
Na swoją obronę przypomina, że do pożarów w Kozach dochodziło, gdy jeszcze siedział w więzieniu. Jednak wielu mieszkańców pamięta, że w tamtym czasie spotkali Pawła J. w różnych miejscach w okolicy. Nie wiadomo, kiedy mężczyzna wychodził na przepustki. Tymi informacjami dysponuje policja, która jednak nie ujawnia na razie żadnych szczegółów. Jak tłumaczy, to ze względu na dobro śledztwa.
Jeden z anonimowych rozmówców opowiedział reporterom "Uwagi!", że mężczyzna usilnie chciał się dostać do straży pożarnej, ale nie potrafił przejść najłatwiejszych testów. Dziś Paweł J. prowadzi "jednoosobową jednostkę gaśniczą" z fotela swojego domu. A w serwisie YouTube publikuje filmiki z wypadków i pożarów, często będąc pierwszy na miejscu zdarzenia. Poza tym zajmuje się pracami budowalnymi.