W pracy odciął sobie rękę. Do szpitala zawieźli go policjanci. Bo nie było wolnej karetki
Do tego zdarzenia doszło w czwartek, 1 kwietnia kilka minut po godzinie 18.00. Policjanci dostali zgłoszenie o wypadku na jednej z posesji przy ulicy Barlickiego w Bielsku-Białej. Według zgłoszenia 52-latek, pracując piłą spalinową, bardzo głęboko ranił się w okolicę nadgarstka, doprowadzając niemal do amputacji dłoni. Nie było żadnej wolnej karetki w pobliżu, więc na miejsce przyjechali ratownicy z Państwowej Straży Pożarnej.
Liczyła się każda sekunda, bo poszkodowany mężczyzna bardzo szybko tracił dużo krwi. Istniała realna obawa o to, że po prostu się wykrwawi, a nastychmiastowy przyjazd karetki pogotowia nie był możliwy. Nie było też możliwości skorzystania z pomocy helikoptera Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Strażacy i policjanci zdecydowali, że przewiozą mężczyznę do Szpitala Wojewódzkiego w Bielsku-Białej radiowozem.
Policjanci zabrali na pokład policyjnego Volkswagena T6 poszkodowanego wraz z zaopatrującymi go i monitorującymi funkcje życiowe strażakami. Powiadamiając o nadzwyczajnej sytuacji dyżurnego bielskiej komendy Policji, pojechali na sygnałach do szpitalnej izby przyjęć, gdzie poszkodowany 52-latek pozostał pod opieką ratowników ze straży pożarnej do czasu przyjęcia na szpitalny oddział ratunkowy - informuje rzecznik bielskiej policji.
Niezwykle rzadko zdarza się, żeby poszkodowani w wypadkach byli do szpitala zawożeni policyjnym radiowozem. Zazwyczaj w takich wypadkach pomocy udziela zespół ratownictwa medycznego. W tym jednak przypadku nie było żadnej wolnej karetki. To tylko pokazuje z jak ogromnym problemem boryka się obecnie system ratowniczy w Polsce.
A wszystko to ma oczywiście związek z trzecią falą pandemii koronawirusa. Większość karetek pogotowia jeździ do pacjentów chorych na COVID-19.