Rocznica tragedii

10 lat temu doszło do katastrofy w centrum Katowic. Zginęła rodzina dziennikarzy

Akcja ratownicza trwała kilkanaście godzin. Służby pracowały w pocie czoła po wybuchu, do jakiego doszło w kamienicy na ul. Chopina. Mieszkała w niej dwójka dziennikarzy wraz ze swoim 2-etnim synem. Wszyscy zginęli. Dziś mija dziesiąta rocznica od tej tragedii.

Wybuch w kamienicy przy ul. Chopina w Katowicach. Zginęła rodzina Kmiecików

23 października 2014 roku w Katowicach przy ul. Chopina, około godz. 6 doszło do wybuchu w kamienicy. Mieszkali w niej dziennikarz TVN Dariusz Kmiecik wraz z żoną, dziennikarką Brygidą Frosztęgą‑Kmiecik z TVP, i 2-letnim synem Remikiem. Cała rodzina zginęła pod gruzami. Tego dnia ze snu mnie, tak jak i wielu innych dziennikarzy w Polsce wyrwał telefon z redakcji. "Doszło do wybuchu, jedź natychmiast" - usłyszałem w telefonie. 

Na miejscu byłem niedługo po wybuchu w kamienicy przy ul. Chopina w Katowicach. Tego dnia przypadał akurat mój dyżur w redakcji "Dziennika Zachodniego", więc telefony miałem już bardzo wczesnym rankiem. Na miejscu ogromne zamieszanie, dużo służb, dziennikarzy, kamer i straszne zimno. Nikt nie wiedział, co się stało, ale już gdzieś się przebijała informacja, że w tej kamienicy mieszkali znani dziennikarze. Widok kamienicy był straszny i po latach muszę przyznać, że trzeba było być naprawdę wielkim optymistą aby wierzyć, że nie będzie ofiar. Oczywiście, nadzieja umierała ostatnia więc wszyscy, a zwłaszcza ci, którzy byli bliżej z rodziną Kmiecików do samego końca wierzyli, że cała rodzina jakimś cudem przeżyje.

Tamtego dnia pracowaliśmy tak naprawdę wszyscy wspólnie. Bez podziału na redakcje. 

Doskonale pamiętam napięcie, przerażenie i słowa, które powtarzaliśmy między sobą dodając sobie otuchy, choć nasze spojrzenia mówiły coś zupełnie innego. Znaliśmy Kmiecików, spotykaliśmy się w pracy i poza nią. Zapewne do końca życia nie zapomnę idących w naszą stronę - dziennikarzy śląskich redakcji - komendantów policji i straży pożarnej. Zmierzając do nas jedynie pokręcili głowami. Wtedy do nas dotarło, że nie przeżyli. Nikt nie zadał żadnego pytania. Łzy popłynęły same, a komendant straży przekazał do wyciągniętych rąk z mikrofonami i dyktafonami, że nie przeżyli - wspomina Katarzyna Kapusta-Gruchlik, wtedy dziennikarka "Dziennika Zachodniego", dziś Super Expressu. 

Lokator doprowadził do wybuchu. Echo tragedii niesie się do dzisiaj

To tragedia, która wciąż wybrzmiewa w głowach wielu mieszkańców Katowic i regionu. Czas nie uleczył ran. Jak ustalono w toku śledztwa, jeden z lokatorów kamienicy celowo rozkręcił elementy instalacji gazowej w swoim mieszkaniu i doszło do eksplozji. Sprawca, którego wytypowali śledczy, nie został przesłuchany, bo zmarł w wyniku odniesionych obrażeń kilkanaście dni po wybuchu. Kamienica przy ulicy Chopina, w której doszło do wybuchu gazu, nie została wyremontowana. Teren został uprzątnięty i wciąż pozostaje ogrodzony. Ruiny wciąż przypominają o tragedii, jak tu się wydarzyła i o tym, że czas nie uleczył ran.

Śledztwo w sprawie wybuchu prowadziła prokuratura w Katowicach. Wiele wskazywało na to, że nie był to wypadek. Prokuratura umorzyła śledztwo w 2017 roku. Według śledczych winnym tragedii był sąsiad, który mieszkał piętro wyżej w mieszkaniu nad Kmiecikami. To on miał celowo rozszczelnić instalację gazową w swoim mieszkaniu. Nigdy nie został przesłuchany, nie pozwalał na to stan jego zdrowia. W wyniku wybuchu został poważnie poparzony i zmarł w szpitalu kilka tygodni po wybuchu.