Zabójstwo księdza z Kłobucka. Tomasz J. zalał się łzami na sali sądowej. "W sercu mam pustkę i żal"

Ruszył proces w sprawie brutalnego zabójstwa księdza Grzegorza Dymka z Kłobucka. Na ławie oskarżonych zasiadł Tomasz J., który na sali sądowej płakał i przepraszał rodzinę duchownego. Mężczyzna twierdzi, że nie chciał zabić, a jego celem były pieniądze z kolędy, o których usłyszał w sklepie. Rodzina nie wierzy w jego skruchę.

W Sądzie Okręgowym w Częstochowie rozpoczął się proces, w sprawie zabójstwa, które wstrząsnęło lokalną społecznością. Na ławie oskarżonych zasiadł Tomasz J., któremu prokuratura zarzuca dokonanie bestialskiego zabójstwa księdza Grzegorza Dymka z Kłobucka. Do zbrodni doszło wieczorem 13 lutego 2024 roku na terenie plebanii kościoła pw. NMP Fatimskiej. Oskarżony na sali sądowej zalewał się łzami, utrzymując, że jego celem była jedynie kradzież, a nie odebranie życia duchownemu.

Zabił księdza dla pieniędzy z kolędy? "Nie jesteśmy w stanie mu wybaczyć"

Motywem zbrodni miały być pieniądze. Ksiądz Grzegorz Dymek niedługo przed śmiercią poinformował parafian, że podczas wizyty duszpasterskiej zebrał około 80 tys. zł. Ta informacja dotarła do Tomasza J., który, jak sam przyznał, od tego momentu zaczął planować napad. – W sklepie, w kolejce podsłuchałem dwie kobiety, mówiły, że u księdza są duże pieniądze, że ma sejf na plebanii. I tak to chodziło mi po głowie – wyjaśniał w sądzie oskarżony.

W dzień, kiedy doszło do zbrodni, obserwował plebanię, a gdy ksiądz wjechał samochodem do garażu, zaatakował. Duchowny próbował się bronić, jednak został powalony i skrępowany taśmą, co doprowadziło do jego uduszenia. Rodzina zamordowanego kapłana nie ma wątpliwości co do winy oskarżonego. – Nie jesteśmy w stanie mu wybaczyć. To była potworna zbrodnia, bestialstwo, zaczajenie się, plądrowanie, kara powinna być najwyższa możliwa. Główną przyczyną tego napadu były pieniądze – mówili zgodnie bracia zamordowanego, Andrzej i Przemysław, przed rozpoczęciem procesu.

Oskarżony płakał w sądzie. "Nie mogę z tym żyć"

Tomasz J. nie przyznał się do zarzutu zabójstwa, twierdząc, że chciał jedynie okraść plebanię. Jego emocjonalne wystąpienie na sali sądowej było pełne łez i zapewnień o głębokim żalu. Mężczyzna przekonywał, że nie miał zamiaru zabić.

Wbiegłem do tego garażu, jak przyjechał ksiądz. Zaczęliśmy się szarpać. Tam było ciemno. Nie chciałem go zabić. Nie wiedziałem nawet, że taśmą owijam jego głowę, a nie ręce – mówił, zwracając się do bliskich ofiary.

W pewnym momencie oskarżony zwrócił się bezpośrednio do rodziny księdza:

W życiu bym nikogo nie skrzywdził, nawet zwierzęcia, a co dopiero drugiego człowieka. Bardzo przepraszam, wiem, że te słowa nic nie znaczą. Jest mi bardzo przykro, bardzo. Cały czas myślę o samobójstwie, bo nie mogę z tym żyć. W sercu mam pustkę i żal – przekonywał Tomasz J.

Swoje desperackie działanie tłumaczył trudną sytuacją finansową i rodzinną. Twierdził, że został oszukany na 500 tys. zł, a długi u rodziny i żądania alimentacyjne ze strony żony popchnęły go do napadu. – Byłem pod presją. Myślałem, że ksiądz się wystraszy, da mi te pieniądze – zakończył.

Zasadzka w garażu i brutalne tortury. Tak zginął proboszcz

Ta zbrodnia wstrząsnęła całą okolicą. Do brutalnego zabójstwa księdza w Kłobucku doszło w późny czwartkowy wieczór, 13 lutego. Sprawca, 52-letni Tomasz J., były policjant, czekał na duchownego w garażu na plebanii. Gdy tylko proboszcz wysiadł z samochodu, został zaatakowany.

Oprawca zakleił usta księdza taśmą monterską i skrępował go. Koszmar rozegrał się na terenie parafii pw. Matki Bożej Fatimskiej. Prawdopodobnie kapłan był torturowany, a potem został uduszony. Jego krzyki usłyszał przypadkowy przechodzień, który natychmiast zaalarmował policję. Niestety, gdy funkcjonariusze dotarli na miejsce, duchowny już nie żył. Morderca został zatrzymany po krótkim pościgu, w którym pomógł przypadkowy świadek, strażnik więzienny.

Kim był zamordowany ksiądz Grzegorz Dymek?

Ksiądz Grzegorz Dymek był proboszczem w Kłobucku przez 27 lat. To postać niezwykle szanowana i lubiana przez lokalną społeczność. Gdy obejmował parafię, na jej miejscu było puste pole. To on, wspólnie z parafianami, wybudował tę okazałą świątynię i budynek plebanii. Jego tragiczna śmierć miała miejsce w tzw. dzień fatimski, co stanowi symboliczny i bolesny szczegół dla wiernych.

Parafianie do teraz nie mogą pogodzić się z tak okrutną śmiercią swojego kapłana. To się po prostu nie mieści w głowie. Na grobie duchownego niemal każdego dnia palą się znicze i leżą świeże kwiaty, co świadczy o niegasnącej pamięci i żalu.

Śląsk Radio ESKA Google News