Jan Dąbrowski przejechał Afrykę na hulajnodze

i

Autor: Jan Dąbrowski

Ciekawi ludzie

Z Kapsztadu do Katowic wrócił na hulajnodze. Szalona przygoda Janka na afrykańskim lądzie

2024-05-01 0:27

Jan Dąbrowski na co dzień uczy młodych adeptów architektury na szwajcarskiej politechnice i do tego razem z kolegą prowadzi biuro projektowe. A po pracy kupuje bilet lotniczy do Kapsztadu, na ostatnią chwilę znajduje używaną hulajnogę i spędza osiem miesięcy w Afryce.

Po Afryce na hulajnodze

W ciągu swojego 28-letniego życia Jan Dąbrowski często zmieniał miejsce zamieszkania. A poprzez "miejsce" należy rozumieć "kraje". Mieszkał w Monachium, Warszawie, Kopenhadze, Egipcie i Zurychu. Ale to właśnie Katowice są dla niego bazą, to tutaj ukończył podstawową edukację i to tutaj zawsze wraca.

Z wykształcenia jest architektem, razem z kolegą prowadzi biuro projektowe Karakter Atelier i uczy młodych adeptów architektury tajników myślenia algorytmicznego na Politechnice Federalnej w Zurychu. A prywatnie to ogromny miłośnik podróży, który dopiero co wrócił z ośmiomiesięcznej wyprawy do Afryki. I to wyprawy nietypowej, bowiem Janek przebył 37 tysięcy kilometrów od Kapsztadu do Katowic na hulajnodze.

Moje zainteresowanie Afryką zaczęło się od muzyki. Później zafascynowała mnie kultura, poczytałem trochę o architekturze i tak w mojej głowie powoli zaczął kiełkować pomysł wielkiej podróży. Stwierdziłem, że to idealny czas - bo jak nie teraz to kiedy? Póki jestem młody i nie mam większych zobowiązań to mogę sobie pozwolić na taki wyjazd. Wcześniej dużo podróżowałem autostopem i zawsze brakowało mi takiego mobilnego środka transportu. Dlatego pomyślałem o hulajnodze. Tak więc kupiłem bilet na samolot, dzień przed wylotem znalazłem używaną hulajnogę za 50 zł i ruszyłem w podróż - opowiada Jan.

Szybko okazało się, że hulajnoga była strzałem w dziesiątkę. Zgrabna, lekka, prosta w obsłudze, a do tego działała na ludzi jak magnes.

- Proszę sobie wyobrazić, że ktoś mieszka na pustyni, widzi człowieka może raz na tydzień, a tu nagle pojawia się jakiś chłopak z dwoma różnymi skarpetkami, ogromnym plecakiem i do tego na hulajnodze (śmiech). To przyciągało ludzi, wszyscy chcieli dowiedzieć się, kim jestem i co tu robię. No i oczywiście wszyscy chcieli przejechać się na hulajnodze - czy to policjanci, czy oficerowie na granicach, czy dzieciaki. Hulajnoga stała się niejako kluczem do znalezienia nowych przyjaciół - mówi.

Jan Dąbrowski przejechał 37 tys. km na hulajnodze z Afryki do Katowic

i

Autor: Jan Dąbrowski

Konflikty na Czarnym Lądzie

Jan wylądował w Kapsztadzie i stamtąd wyruszył w podróż na północ. Obiecał sobie, że z samolotu już nie skorzysta. Chciał do Katowic wrócić drogą lądową, ewentualnie morską. - Lecąc z punktu A do punktu B bardzo wiele rzeczy się omija. Nie widać pięknych krajobrazów, nie widać kultur, które się ze sobą zderzają, przenikają, zmieniają. Dlatego właśnie wybrałem podróż linearną, by jak najlepiej poznać kraje na swojej liście do zwiedzenia - tłumaczy.

Jak można sobie wyobrazić, wybrana przez Janka metoda nie należała do najłatwiejszych. W niektórych afrykańskich krajach toczą się własne konflikty, w innych odczuwalne są konsekwencje wybuchu wojny między Izraelem i Hamasem.

Tuż przed moim wylotem w Sudanie wybuchła wojna domowa. Nie było praktycznie żadnych szans na to, by dostać wizę legalnie. Można było próbować kogoś przekupić na granicy, ale to się zawsze wiąże z dużym ryzykiem. Dlatego starałem się ominąć Sudan i spędziłem miesiąc w Dżibuti szukając łodzi. W końcu ją znalazłem, ale koniec końców i tak wylądowałem w Sudanie, gdzie niefortunnie trafiłem w ręce mafii. Mam spore doświadczenie w podróżowaniu i potrafię rozpoznać ludzi, którzy mają nieczyste intencje, ale w tym przypadku nie miałem wyboru. Musiałem zapłacić mafiozom, żeby mi załatwili bilet na prom do Arabii Saudyjskiej - opowiada Janek.

Nie mógł też wjechać do Iraku, dlatego wylądował w Egipcie. Próbował znaleźć łódź, którą mógłby wrócić na kontynent europejski. - Porządnej łodzi nie znalazłem, ale trafiłem za to na pontony, którymi uchodźcy próbują dostać się do Europy. To było uderzające, jak łatwo można było je znaleźć. Takie pontony zwykle toną albo są wyłapywane przez straż graniczną. Dlatego uznałem, że to nie jest dobry pomysł, pojechałem do Tunezji, a stamtąd promem dotarłem na Sycylię i dalej do Katowic - mówi.

Życie w glinianych chatach

W Afryce największe wrażenie zrobiła na nim Etiopia. - Zachwycił mnie przepiękny kościół wyryty w żywej skale. Miał może dwa metry na dwa metry, wyglądał bardziej jak kaplica. Ale żeby się do niego dostać, trzeba się było 4 godziny wspinać i sama ta droga do kościoła stawała się swego rodzaju ceremonią - opowiada podróżnik.

Z kolei w Lesotho podziwiał góry, zupełnie niepodobne do tych, które znamy z Europy. Kształtem przypominały bardziej wysokie pagórki, co sprawiało wrażenie niemal "teletubisiowego" krajobrazu. - Jest tam nawet jeden stok narciarski, bodaj jedyny w Afryce - uśmiecha się Jan.

Ale jego przeżyciem numer 1 podczas podróży było spotkanie z dzikimi plemionami Afryki. Pierwszą taką wioskę odwiedził w Namibii. Najpierw musiał przekupić szamana jedzeniem i mydłem, by móc wjechać do środka.

To był wielki szok. Wszędzie stały małe gliniane chatki, które dotąd widziałem tylko w filmach... Ten widok był tak nierealistyczny, czułem się zupełnie oderwany od rzeczywistości, nie mogłem uwierzyć, że tam jestem. Podróż do takich wiosek do podróż w czasie. Później w Etiopii spędziłem dzień z plemieniem Banna. Pamiętam, że byli w szoku, gdy zobaczyli mój namiot. Nie mogli się nadziwić, że da się zbudować dom w 5 minut. A później pytali, czy mam w środku telewizor - śmieje się Janek. - Ale to właśnie idealny przykład tego zderzenia wyobrażeń: naszych wyobrażeń o nich i ich wyobrażeń o nas. Takie spotkanie to było coś niezwykłego, czego nie zapomnę do końca życia.

Na liście rzeczy, których nigdy nie zapomni, znajduje się również podróż Land Cruiserami przez pustynię w Somalii. - Siedzi się ściśniętym jak sardynka w puszce, samochód po tych wydmach pędzi tak, że wręcz lata i człowiek czuje się jak na pogo koncercie, bo wszystko tak trzęsie. A teraz proszę sobie wyobrazić 16 godzin takiej jazdy. Absolutnie nie dało się zasnąć. Jeszcze ci kierowcy lubią żuć liście khatu, a im więcej tych liści żują, tym szybciej jadą - śmieje się Jan.

Jan Dąbrowski przejechał 37 tys. km na hulajnodze z Afryki do Katowic

i

Autor: Jan Dąbrowski

Co Janka zaskoczyło najbardziej

Podróżnik z Afryki do Polski przywiózł nie tylko wspomnienia, ale też sporo spostrzeżeń. Największym szokiem było dla niego rozwarstwienie społeczne w południowej części kontynentu.

Czegoś takiego nie widziałem nigdy wcześniej w życiu, że tylko płot z drutem kolczastym dzielił bogaczy od najbiedniejszych. Z kolei w Egipcie, jakieś 100 metrów od piramid, zaczynają się zabudowania, które rząd ochoczo nazywa slumsami. Te ogromne osiedla są stare, zaniedbane, politycy chcą je wyburzyć, żeby w ich miejsce postawić hotele. I ten właśnie kontrast między ogromnymi piramidami i biednym, na wpół zrujnowanym miasteczkiem był poruszający - mówi Jan.

Jan Dąbrowski przejechał 37 tys. km na hulajnodze z Afryki do Katowic

i

Autor: Jan Dąbrowski

Zwrócił również uwagę, że w Europie nadal dominuje fałszywy obraz Afryki. - Gdy ktoś tu pomyśli o Afryce, to widzi dzieci z ogromnymi brzuchami i latające dookoła muchy. A tak nie jest. Oni żyją często bardzo szczęśliwie, a dzieci na ulicach bawią się wspaniale w swoim towarzystwie. To też wynika zapewne z wychowania. W krajach afrykańskich większy nacisk kładzie się na celebrację życia i spędzanie czasu razem w społecznościach. My w Europie koncentrujemy się bardziej na pracy i sukcesie. Tam, gdy ktoś zarabia więcej, to pomaga praktycznie całej rodzinie, nawet najdalszym wujkom - opowiada.

Więcej o przeżyciach Jana Dąbrowskiego będzie można posłuchać podczas wernisażu jego wystawy, który odbędzie się w sobotę 9 marca w galerii sztuki Szałfynster przy ul. Kochanowskiego 13 w Katowicach. Start wydarzenia o godz. 18. Zebrani goście będą mogli posłuchać więcej o przygodach Janka w Afryce, zobaczyć zdjęcia i filmy z jego podróży, a także kupić ubrania jego autorstwa, które powstały z użyciem tamtejszych materiałów. No i oczywiście będzie można się przejechać słynną hulajnogą.