Inspektorzy pojechali pod wskazany adres, a ich oczom ukazał się obraz nędzy i rozpaczy. Lusia nie miała sierści na plecach, brzuchu i tylnych łapkach. Pchły dosłownie zjadały ją żywcem, zaatakowały też jej głowę. Zwierzak ciągle się drapał i robił sobie rany, więc wszędzie można było zauważyć strupy. W uszach miał ślady po nieleczonych krwiakach, a paznokcie w łapach urosły do tego stopnia, że utrudniały jej swobodne poruszanie.
Właścicielka zrzekła się praw do Lusi, więc inspektorzy zabrali ją do siebie. Złożyli też zawiadomienie do prokuratury o sprawie znęcania się nad zwierzętami.
Po badaniu u weterynarza okazało się, że Lusia ma chorą tarczycę i do końca życia będzie musiała przyjmować leki. Do tego co cztery dni jest poddawana kąpielom leczniczym w specjalnym szamponie, które mają ukoić poczucie swędzenia na skórze. Proces ten zajmie kilka najbliższych miesięcy - opowiada pani Dominika z OTOZ Animals w Gliwicach.
Obecnie Lusia przebywa o domu tymczasowym. Wolontariusze mają czas do końca miesiąca, by znaleźć dla niej nowy dom. Jeśli się nie uda, pies trafi do schroniska. A to najgorsza z możliwych opcji, ponieważ Lusia wymaga dużej uwagi i opieki, by mogła wrócić do pełni zdrowia. W warunkach schroniska to nie zawsze jest możliwe.
Wolontariusze mają nadzieję, że ktoś podejmie się zadania i zaadoptuje Lusię. Liczą też na ludzi dobrej woli, którzy pomogą w leczniu psiny. Datki można wpłacać za pośrednictwem portalu ratujemyzwierzaki.pl.