Przy ulicy Miarki w Mysłowicach, na dojeździe do ulicy Partyzantów, stoi opuszczony budynek. Nie ma w nim drzwi ani okien, a cała elewacja jest pokryta niezbyt gustownym graffiti. Teren należy co prawda do prywatnego właściciela, ale ten przepadł bez wieści. Nikt więc nie pilnuje tam porządku.
Taki stan rzeczy od lat wykorzystują co poniektórzy mieszkańcy Mysłowic. Traktują miejsce jako składowisko odpadów. Wywożą tu zniszczony sprzęt RTV i AGD, zużyte opony, niepotrzebne meble. Wokół opuszczonego budynku rosną sterty porzuconych ubrań, opakowań po farbie i mizernych materacy. Zdarza się też, że ludzie przywożą tu swoje odpady komunalne.
- Dziwnym trafem kierowcy regularnie czyszczą tam swoje pojazdy... często opróżniając zawartość bagażników - pisze prezydent Mysłowic Dariusz Wójtowicz.
Miasto regularnie sprząta teren, ale mieszkańcy dalej robią woje
Włodarz Mysłowic podkreśla, że na początku roku służby miejskie zabrały się za oczyszczenie działki. Śmieci wywieziono, a teren uprzątnięto.
- Niestety, już po kilku godzinach od zakończenia prac „ktoś” podrzucił kolejne worki ze śmieciami - dodaje Wójtowicz.
W związku z sytuacją postanowił zaapelować do mieszkańców Mysłowic. "Szanowni Państwo, jeżeli sami będziemy robili bałagan na terenie miasta, podrzucali odpady gdzie popadnie, to nigdy nie naprawimy naszej Małej Ojczyzny" - zwrócił się Wójtowicz.
Internauci w komentarzach są oburzeni zachowaniem mieszkańców. Proponują, by na miejscu zamontować fotopułapkę i karać wysokimi mandatami tych, którzy wywożą śmieci na wysypisko przy ul. Miarki.
Zapytaliśmy urząd miasta, czy planuje podjąć szersze działania w związku z nielegalnym składowiskiem odpadów. Na moment publikacji artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.