Pożar Kawiarenki Niebieskie Oczko. Straty sięgają miliona złotych
W nocy z 20 na 21 listopada doszło do pożaru Kawiarenki Niebieskie Oczko, która mieści się w Tarnowskich Górach. Lokal działał w trybie weekendowym. W piątki, soboty i niedziele odbywały się tam urodziny, spotkania i wesela. Informacja o pożarze dotarła do właścicielki kawiarenki po godzinie 2.00. Jak wspomina Joanna Haba, służby kilkukrotnie próbowały się z nią skontaktować. Telefon odebrała po kilku próbach kontaktu. Z początku myślała, że ktoś próbuje zrobić jej żart, jednak gdy telefon zadzwonił ponownie, wiedziała że doszło do nieszczęścia.
Dzień dobry, pali się "Oczko" - takie słowa usłyszałam przez telefon. Człowiek w głowie ma wówczas wiele myśli. Początkowo podejrzewałam, że to głupi żart, jednak po kolejnym telefonie zwątpiłam w to. W naszym lokalu, który prowadzimy rodzinnie doszło do pożaru. Łzy same zaczęły cisnąć mi się do oczu - wspomina Joanna Haba.
Kawiarenka nie była tylko lokalem gastronomicznym. Służyła jako azyl dla dzieci z rodziny zastępczej, którą pani Joanna prowadzi z mężem od 25 lat. Wychowankowie pracowali w weekendy przy okazji dorabiając do życia.
Przez ponad tydzień Joanna Haba nie miała odwagi pojawić się w swojej kawiarence. Ogień zajął część budynku, który przez ponad 20 lat funkcjonował nieprzerwanie. Po przeprowadzeniu ekspertyzy przez biegłego sądowego w zakresie pożarnictwa wiadomo, że przyczyną pożaru było zwarcie instalacji elektrycznej. Na szczęście w nocy, gdy wybuchł pożar, w budynku nikogo nie było.
Strażacy, którzy 21 listopada zjawili się na miejscu ugasili pożar w ponad godzinę. Na skutek działań sześciu zastępów straży pożarnej pomieszczenia "gościnne" znajdujące się na piętrze budynku zostały całkowicie zalane i nie nadają się do użytku. Spaleniu uległo poszycie dachu i tylna oraz boczna ściana budynku. Starty wstępnie oszacowano na ok. milion złotych.
W 2002 roku pani Joanna wraz z mężem postanowili założyć działalność. Obecna postać budynku ma niewiele wspólnego z tym, jak wyglądał ponad 20 lat wcześniej. Wówczas przy ulicy Przepiórek 13 mieścił się "wiejski" domek, ze strzechą na dachu i ludowymi wstawkami. Budynek był stopniowo remontowany i dobudowano z czasem kolejne pomieszczenia. Obecnie kawiarenka liczy trzy sale, które pomieszczą łącznie ponad 100 osób.
Kawiarenka była rodzinnym biznesem. Pracowały tam dzieci z rodziny zastępczej
Po raz pierwszy w życiu widziałam, jak mój mąż płacze. Włożył całe serce w ten lokal. Sam dobierał odpowiedni odcień płytek i projektował każde pomieszczenie "gościnne". Wybierał do nich dodatki - firanki, pościele, figurki. Dbał o kawiarenkę, tak jakby była jego dzieckiem. Po przekazaniu informacji o pożarze przez policję, nie wiedziałam jak powiedzieć mu o tym powiedzieć - mówi Joanna Haba.
Kawiarenka Niebieskie Oczko była do tej pory rodzinnym biznesem. Funkcjonowała od piątku do niedzieli, dlatego pracę przede wszystkim podejmowały tam dzieci z rodziny zastępczej, którą prowadzą państwo Haba. Decyzję o jej założeniu podjęli w 1998 roku. Od tego czasu małżeństwo tarnogórzan opiekowało się kilkudziesięcioma dziećmi, które obecnie w większości są już pełnoletnie. Pomimo tego, gdy tylko nadarzy się okazja, pomagają w kawiarence, dzięki czemu panuje tam rodzinna i ciepła atmosfera. Oprócz tego małżeństwo Habów ma także czworo swoich dzieci, które również pomagają w wolnych chwilach.
Obecnie w rodzinie zastępczej państwa Habów przebywa ośmioro dzieci: dwóch czterolatków, dziesięciolatek, dwunastoletnia dziewczynka, piętnastolatek, siedemnastoletnia dziewczynka i dwóch pełnoletnich chłopców. Najkrócej, bo od września, przebywa w rodzinie 4-letni chłopiec z zespołem downa. Małżeństwo przez 25 lat wkładało całe serce w wychowanie i pomoc dzieciom, którymi prawdziwa rodzina nie była w stanie się zająć.
- Opieka nad czterolatkiem z zespołem downa jest dla nas nowością. Chyba nigdy wcześniej nie poświęcaliśmy dziecku tyle uwagi, ile temu chłopczykowi. Na zmianę z mężem musi pilnować 24 godziny na dobę tego łobuza. Są momenty trudne, w których nas to przerasta. Są również i takie, w których doświadczamy ogromnej miłości i to nas buduje - podkreśla Haba.
"Gdyby nie pożar, nie doświadczyłabym dobroci ludzkiej"
Pani Joanna wspomina, że już w godzinach porannych 21 listopada została zasypana wiadomościami i odebrała kilkanaście krzepiących telefonów. Kontaktowali się sąsiedzi, znajomi, przyjaciele i rodzina, którzy zapewniali o chęci pomocy. Każdy chciał dołożyć grosz do odbudowy kawiarenki, by mogła ponownie funkcjonować.
Myślę, że po tych wszystkich SMS-ach i telefonach, które otrzymałam, że nie mam wrogów. Wszystko w naszym życiu się dzieje po coś i teraz wiem, że dzięki temu co się stało, mogę polegać na wielu osobach, za co jestem ogromnie wdzięczna - podkreśla właścicielka kawiarenki.
Kawiarenka będzie mogła rozpocząć działalność, gdy dach budynku zostanie naprawiony. Obecnie firma ubezpieczeniowa jest w trakcie wyceniania powstałych szkód. Wówczas małżeństwo będzie mogło podjąć kolejne kroki. Synowie państwa Habów prowadzą firmę budowlaną, dlatego zobowiązali się pomóc w naprawie szkód. Jak przyznaje pani Joanna lokal zostanie uruchomiony najszybciej jak będzie to możliwe.
Pozostaje tylko jedno ważne pytanie. Skąd nazwa "Niebieskie Oczko"? Właścicielka ma wiele skojarzeń, jednak jak tłumaczy, tylko jedno jest trafne. Jej córka, w chwili zakładania kawiarenki miała piękne, duże, niebieskie oczy, a skoro lokal z założenia miał być rodzinnym biznesem, inna nazwa nie miała prawa bytu.