Nowe informacje o stanie zdrowia 8-letniego Kamilka. Lekarze GCZD walczą o jego życie
Historią skatowanego przez ojczyma 8-letniego Kamilka od wielu dni żyje cała Polska. Chłopiec tygodniami był maltretowany przez swojego ojczyma, 27-letniego Dawida B. na oczach całej rodziny. Ani jego matka, Magdalena B., ani mieszkająca z nimi ciocia chłopczyka - 45-letnia Aneta J. nie reagowali na przemoc wobec chłopczyka. Ani w sytuacji, gdy ojczym łamał mu kości, ani 29 marca, kiedy polał go wrzątkiem i rzucił nim na rozgrzany piec. Dopiero biologiczny ojciec 3 kwietnia wezwał pomoc dla swojego syna. Kamilek został przetransportowany śmigłowcem LPR do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie lekarze podjęli trudną walkę o jego życie.
- Chłopczyk ma za sobą kilka poważnych operacji. Mowa o zaawansowanym leczeniu chirurgicznym. Kamil walczy z chorobą oparzeniową. Jego stan jest bardzo ciężki, zagrażający życiu. Nadchodzące dni będą decydujące. Lekarze nadal utrzymują go w śpiączce farmakologicznej - mówi Wojciech Gumułka, rzecznik GCZD.
Na tę chwilę zabiegi u chłopca zostały zakończone. Medycy z GCZD w Katowicach wykonali w pełni przeszczepy skóry na poparzone miejsca. A przypomnijmy, kiedy Kamilek trafił do szpitala, miał poparzone 25 procent ciała, w tym głowy i rąk.
Jak podkreśla rzecznik GCZD, losem Kamilka przejmuje się bardzo wiele osób. - Nie przypominam sobie aby w historii lecznicy było tak duże zainteresowanie losem naszego pacjenta. Ludzie oferują pakiety pomocy finansowej, rzeczowej, wolontariackiej. Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem. Uczulamy jednak na zbiórki pieniędzy na rzecz chłopca w Internecie. Kamilowi niczego teraz na tę chwilę nie potrzeba - zaznacza Gumułka.
Śledztwo w sprawie Kamila prowadzi Prokuratura Okręgowa w Częstochowie. 27-letni Dawid B., ojczym Kamila, podejrzany jest o usiłowanie zabójstwa dziecka. Został już osadzony w areszcie w Strzelcach Opolskich, gdzie współwięźniowie bardzo gorąco go przywitali. Matka Kamilka odpowie za narażanie dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia i pomocnictwo w znęcaniu. Wczoraj zarzuty usłyszała też ciotka chłopczyka, która wiedziała o oparzeniach ale nie reagowała na znęcanie się i nie udzieliła siostrzeńcowi pomocy.