Krzysztof Gonciarz w Sosnowcu
Krzysztof Gonciarz w szybkim tempie przejechał przez kilka dzielnic Sosnowca. Jego przewodnikiem był młody reżyser Maciek Adamczak. Zatrzymał się na kilka chwil na Pogoni przy pięknie domu obrośniętym bluszczem niedaleko miejsca urodzenia Jana Kiepury oraz przy "Żylecie", gdzie jego uwagę przykuł jeden szczegół.
- Jedno słowo kojarzące się z Sosnowcem? Dinozaury – mówi Krzysztof Gonciarz i prezentuje okazałą makietę tyranozaura, która stoi przy wysokościowcu Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego.
Kolejną atrakcją są Stawiki ze słynną Wake Zone, czyli torem do jazdy na nartach wodnych.
Zachęcony bliższym poznaniem miasta, Krzysztof Gonciarz ruszył na spacer przez Sosnowiec, mijając słynne Bistro Miś, targowisko Szklarnianej, restaurację Pietruszkowe Pole i pączkarnię Dobrze Nadziane. Jego uwagę przykuły kolorowe bloki przy ul. Piłsudskiego.
Sosnowiec to nie Śląsk
Krzysztof Gonciarz został bardzo dobrze poinstruowany, aby unikał mówienia o Sosnowcu jak o Śląsku więc na przekór kilka razy użył tego słowa.
- Miałem cały film mówić, że to jest Śląsk. Powiem wszystko, żeby było więcej komentarzy. Pamiętajcie o tym, nie mam żadnych zasad, godności - żartował.
Największe atrakcje Sosnowca
Największe wrażenie wywarł jednak park im. Jacka Kuronia w dzielnicy Kazimierz ze skate parkiem i minizoo z sarnami i kangurem oraz Górka Środulska z niewiarygodną panoramą i „jedynym wyciągiem narciarskim na świecie, do którego można dojechać tramwajem”.
Film kończy się niespodziewanie kąpielą całej ekipy filmowej w balii na Stawikach i komentarzem, który przejdzie do historii Sosnowca:
"Typowy wieczór w Sosnowcu"