Śmierć ciężarnej 30-latki. Inne pacjentki widziały, co działo się w szpitalu. W nocy klęczała na ziemi i wymiotowała

i

Autor: archiwum serwisu Izabela zmarła w szpitalu w Pszczynie. Miała 30 lat

Śmierć ciężarnej 30-latki. Inne pacjentki widziały, co działo się w szpitalu. "W nocy klęczała na ziemi i wymiotowała"

2021-11-05 8:51

Znamy coraz więcej faktów dotyczących tragicznej śmierci 30-letniej Izabeli, która zmarła na sepsę w Szpitalu Powiatowym w Pszczynie będąc w 22. tygodniu ciąży. Reporterzy programu "Uwaga TVN" dotarli do pacjentki, która przebywała w jednej sali szpitalnej wraz z ciężarną kobietę. Jej relacja jest wstrząsająca.

Pani Izabela była w 22. tygodniu ciąży, gdy trafiła do Szpitala Powiatowego w Pszczynie. Wcześniej odeszły jej wody płodowe. Po 24 godzinach pobytu na oddziale szpitalnym kobieta zmarła. Przyczyną zgonu była sepsa. W wiadomościach pisanych przez 30-latkę do swojej mamy można było przeczytać, że lekarze nie monitorowali dokładnie zdrowia kobiety i czekali aż płód obumrze. Niestety skończyło się to tragicznie.

"Uwaga TVN" dotarła do pacjentki, która leżała na jednej sali z panią Izabelą. Kobieta przed kamerami TVN mówi o tym, że ciężarna bardzo źle się czuła i przeczuwała, że może to się dla niej skończyć śmiercią.

- Czuła, że coś jest nie tak, ale cały czas jej mówili, że serce płodu bije i dopóki bije to tak musi być. Zgłaszała to kilkukrotnie położnej, mówiła to też lekarzowi, który był raz na wizycie. Miała swój termometr, sama mierzyła temperaturę. Miała bardzo wysoką gorączkę. Około 20:00 siedziała po turecku i się trzęsła. Miała z 40 stopni gorączki. Poszłam po położne, lekarza. Przyszły tylko położne, sprawdziły, czy faktycznie ma tak wysoką gorączkę i wyszły. Wróciły po jakimś czasie i podały jej kroplówkę z jakimś lekiem przeciwgorączkowym – relacjonuje kobieta. 

Dodaje, że położne w szpitalu bagatelizowały stan 30-letniej Izabeli.

- Mówiły, że pewnie jest przeziębiona, bo ma taki zachrypnięty głos. Ona odpowiadała, że nie jest chora i że dzieje się z nią coś złego. Mówiła położnej: "Coś jest ze mną nie tak, coś się ze mną dzieje". Po kroplówce wróciła na chwilę do siebie, znów rozmawiałyśmy, ale po paru godzinach znów był nawrót gorączki i znów dostała kroplówkę. W międzyczasie była w zabiegowym i lekarz nie stwierdził żadnych nieprawidłowości. Serce biło, więc wszystko jest w porządku i trzeba czekać.

Jak wynika z relacji innych pacjentek, pani Izabela bała się spać, bała się, że już się nie obudzi. Ostatecznie stan 30-latki gwałtownie pogorszył się późnym wieczorem, wtedy też ostatni raz widziana była przez koleżankę ze wspólnej sali.

- Bała się spać, jakby się bała, że się nie obudzi. W nocy już klęczała na ziemi, wymiotowała. Zabrali ją z sali mówiąc, że inne pacjentki muszą być wypoczęte i wyspane, bo jutro mają zabieg. Wtedy widziałam ja po raz ostatni - mówi kobieta, która była na sali wraz z 30-letnią Izabelą.

Szpital oficjalnie nie ma sobie nic do zarzucenia, a rzeczniczka placówki przed kamerami TVN przekonuje, że 30-letnia kobieta w szpitalu miała odpowiednią opiekę i cały czas monitorowany był jej stan zdrowia. Niestety ta relacja nie pokrywa się z relacjami pacjentów.

Kto więc w tej sprawie jest winny? Jolanta Budzowska, pełnomocnik rodziny zmarłej Izabeli, podejrzewa że mieliśmy do czynienia z ewidentnym błędem lekarskim.

- W takich przypadkach, jak pani Izy lekarze mają do dyspozycji jedną, dosyć pojemną przesłankę. Jeśli podtrzymywanie ciąży zagraża życiu lub zdrowiu kobiety, lekarz ma prawo taką ciążę terminować. W tym przypadku lekarze czekali na obumarcie płodu, prawdopodobnie dlatego, żeby uniknąć zarzutu o dokonanie nielegalnej aborcji - mówi mec. Budzowska.

Zgodnie z prawem mogli jednak ratować życie kobiety kosztem życia płodu. Z jakichś powodów tego nie zrobili.

Mateusz Borek po meczu Legia – Napoli: Piotr Zieliński bawił się na Łazienkowskiej