W ubiegłym tygodniu pisaliśmy o fotoradarze na DTŚ w Rudzie Śląskiej, który "oszalał". Robił zdjęcia wszystkim samochodom - nawet tym, które jechały z przepisową prędkością.
Na kierowców spadł blady strach. Wielu obawiało się mandatów. Krążyły pogłoski, że fotoradar ma możliwość sprawdzania zapiętych pasów i tego, czy osoba za kierownicą korzysta z telefonu w trakcie jazdy.
Obawy kierowców okazały się niesłuszne. To, że urządzenie wykonało zdjęcie danego samochodu jeszcze nie oznacza, że przyjdzie mandat. Tylko kierowcy, którzy faktycznie zachowali się nieprzepisowo, mogą się spodziewać surowych konsekwencji.
Tymczasem producent urządzenia postanowił zdemontować wadliwy rejestrator. Serwisanci firmy Zurad zawitali na DTŚ w Rudzie Śląskiej w poniedziałek 30 stycznia.
- Główny Inspektorat Transportu Drogowego zgłosił nam prośbę o zweryfikowanie fotoradaru. Najpierw sprawdziliśmy urządzenie zdalnie i otrzymaliśmy informację, że jest usterka. Nasi serwisanci pojechali więc na miejsce przeprowadzić inspekcję. W jej wyniku podjęto decyzję, by fotoradar zdemontować i zabrać do laboratorium do dalszej diagnozy - mówi Sebastian Margalski z firmy Zurad.
Na zakręcie mistrzów pozostał słupek fotoradaru, ponieważ do diagnostyki zabrano tylko urządzenie ze środka skrzynki. Ale kierowcy nie muszą się już obawiać niechcianej sesji zdjęciowej. W najbliższym czasie fotoradar żadnych fotek cykać nie będzie.