Dramatyczne zgłoszenie wpłynęło do gliwickiej policji w poniedziałek, 29 września, tuż po godzinie 5:30 rano. Informacja była mrożąca krew w żyłach – porwano kobietę, a jej życie mogło być zagrożone. W takich sytuacjach nie ma czasu do stracenia. Na nogi natychmiast postawiono policjantów z garnizonu w Gliwicach oraz funkcjonariuszy z Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Rozpoczął się wyścig z czasem.
Przez ponad dziesięć godzin, od wczesnego ranka aż do wieczora, trwała intensywna akcja poszukiwawcza. Mundurowi przeczesywali kolejne tereny, sprawdzali każdy trop i sygnał, który mógł doprowadzić ich do zaginionej. W działaniach wykorzystano specjalistyczny sprzęt, a zaangażowanie sił i środków było ogromne. Wszystko po to, by jak najszybciej uratować potencjalną ofiarę. Nikt nie spodziewał się, że finał tej sprawy wprawi w osłupienie nawet najbardziej doświadczonych funkcjonariuszy.
Pijana Ukrainka i zmyślona historia
Po wielogodzinnych poszukiwaniach policjanci wreszcie trafili na ślad kobiety. Odnaleziono ją w jednym z domków jednorodzinnych. Była cała, zdrowa i w pełni bezpieczna. Jak się okazało, nikt jej nie porwał, a cała historia była zmyślona. To, co 53-letnia obywatelka Ukrainy powiedziała funkcjonariuszom, nie mieści się w głowie.
Kobieta przyznała, że całe zdarzenie było... żartem pod wpływem alkoholu. Była przekonana, że jej historia nie zostanie potraktowana poważnie i nikt nie uwierzy w opowieść o porwaniu. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Dla służb każda informacja o zagrożeniu życia i zdrowia jest traktowana z najwyższym priorytetem, co poskutkowało uruchomieniem kosztownej i zakrojonej na szeroką skalę akcji.
Surowe konsekwencje za nieodpowiedzialny żart. Co grozi 53-latce?
Teraz kobieta nie uniknie odpowiedzialności za swoje czyny. Policjanci zatrzymali 53-latkę i zastosowali wobec niej tryb przyspieszony, dzięki czemu sprawa trafiła bezpośrednio do sądu. To właśnie sąd zdecyduje o jej dalszym losie. To jednak nie wszystko.
Niewykluczone, że kobieta będzie musiała również pokryć koszty niepotrzebnej akcji służb. W czasie, gdy dziesiątki funkcjonariuszy szukały jej po fałszywym alarmie, ktoś inny mógł naprawdę potrzebować pomocy. Każde takie fałszywe zgłoszenie to nie tylko ogromne koszty, ale przede wszystkim ryzyko, że pomoc nie dotrze na czas tam, gdzie jest realnie potrzebna. To przestroga dla każdego, komu podobny "żart" mógłby przyjść do głowy.
