Portal Noweinfo.pl poinformował, że Komenda Miejska Policji w Tychach prowadzi postępowanie dotyczące sposobu, w jaki przeprowadzono ewakuację Wodnego Parku. Przypominamy, że w sobotni wieczór, 18 lutego, po fałszywym alarmie w tyskim aquaparku doszło do ewakuacji. Klienci, którzy chcieli opuścić obiekt mieli być zatrzymywani przez pracowników, bo ci żądali od nich oddania opasek, które naliczają opłaty za czas spędzony na basenie.
Teraz sprawą zainteresowali się policjanci. Mł. asp. Paulina Kęsek poinformowała portal Noweinfo.pl, że w poniedziałek, 20 lutego, jeden z klientów Wodnego Parku złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Tego samego dnia zawiadomienie zostało wysłane do tyskich mundurowych. Policyjne postępowanie ma dotyczyć artykułu 160. Kodeksu Karnego, który brzmi: „Kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.
Ewakuacja Wodnego Parku w Tychach
Z powodu awarii jednego czujnika przeciwpożarowego doszło do ewakuacji Wodnego Parku w Tychach. Po całej akcji internauci skrytykowali działania Parku Wodnego narzekając m.in. że w czasie ewakuacji pracownicy sprawdzali ludziom zegarki, a nawet zakazali opuszczania obiektu.
Na tym polega ewakuacja obiektu. Nie czekamy, aż ktoś się ubierze. Chcemy przede wszystkim zapewnić bezpieczeństwo i nasi pracownicy, którzy prowadzili na początku akcję ewakuacji, przeprowadzili to dobrze - mówi w rozmowie z portalem Eska Michał Pawlak, rzecznik Wodnego Parku w Tychach.
Ewakuacja w kąpielówkach to nie jedyny zarzut, jaki skierowano wobec Parku Wodnego w Tychach. Pracownikom obiektu zarzucono niskie standardy bezpieczeństwa związaną z kontrolą zegarków w trakcie ewakuacji.
Ludzie którzy wychodzili przez szatnie zostali zatrzymani i stłoczeni na schodach, bo obsługa zaczęła rozliczać zegarki!!! Nikomu nie wolno było wychodzić, kompletna paranoja! Wozy strażackie na zewnątrz, ludzie nie wiedza co się dzieje, zero jakiejkolwiek informacji, syreny wyją. Nikt nie dał informacji czy mamy czekać, czy uciekać - czytamy w jednym z komentarzy.
Tę sytuację również skomentował rzecznik Wodnego Parku. - Pracownicy sprawdzali zegarki już po całej akcji ewakuacyjnej, żeby móc określić, ilu klientów faktycznie zostało na obiekcie. Nie rozliczaliśmy nikogo, chcieliśmy tylko określić liczbę osób w Wodnym Parku - tłumaczy Michał Pawlak, który przy okazji podkreśla, że w trakcie ewakuacji na pracowników Wodnego Parku wylało się szambo. - Część osób w ogóle nie słuchała poleceń pracowników, którzy prowadzili ewakuację. Spotkali się wręcz z hejtem słownym.