W miniony czwartek, 2 lipca Dorota Janiczek wyszła z domu o 17.02. Mężowi powiedziała, że chce jechać na zakupy z koleżanką z Orzesza poszukać sukienki na ślub brata , mieli iść na niego za miesiąc. Miała jechać do Plazy w Rudzie Śląskiej
- Ja byłem zajęty pracą, przez okres pandemii pracuje w domu. Powiedziała mi o tym pomyślę kupna sukienki ok 14, dodała też żebym się nie martwił bo będzie bardzo późno. Ucieszyłem się, że chce wyjść z domu i się z kimś spotkać. Dorotka choruje na depresje i ostatnio nie miała ochoty wychodzić z domu - opowiada pan Tomasz.
Kiedy pan Tomasz skończył pracę dochodziło do 20, zszedł z piętra jednorodzinnego domku w którym mieszkają i zauważył, że telefon żony leży.
- pomyślałem sobie no cóż to nie pierwszy raz. Zna mój numer na pamięć wiec jeśli będzie chciała zadzwonić to zadzwoni do mnie z telefonu koleżanki. Nie zaniepokoiło mnie to czasami z roztargnienia jej się to zdarzało. Dochodziła północ więc pomyślałem, że lekko przesadza. Jak już była 2 to zacząłem się niepokoić. Nie wiedziałem co mam zrobić koleżanki nie znam, telefonu nie zabrała. O 3.30 padłem - dodaje.
Przed upływem 24 godzin mąż zgłosił zaginięcie żony.
Policja znalazła ciało kobiety na terenie Ornontowic kilkanaście metrów od domu w, którym mieszkało małżeństwo. Trwa ustalanie tożsamości.