Najdziwniejszy rynek w województwie śląskim. "To nie plac, to archipelag wysp"

2025-10-08 15:35

Rynek miejski ma być bijącym sercem miasta. Miejscem, które i ładnie wygląda, i oferuje mieszkańcom możliwość wytchnienia i wypoczynku. Wśród wielu rynków w miastach w Śląskiem znajdziemy takie, które spełniają wszystkie wymogi prawdziwego rynku miejskiego. Jest jednak taki jeden, który od lat wzbudza kontrowersje, a nazywanie go "najdziwniejszym" trąci nawet o swoisty komplement.

Najdziwniejszy rynek w województwie śląskim. To nie plac, to archipelag wysp

i

Autor: UM Katowice/R. Kaźmierczak/ Materiały prasowe Najdziwniejszy rynek w województwie śląskim. "To nie plac, to archipelag wysp"

Nikt nie lubi betonozy - tym wiadomo od lat. Mieszkańcy takich miast, jak m.in. Bytom, Chorzów, Mikołów czy Rybnik od dawna wypowiadają jedno, proste zdanie - to jest brzydkie i mało funkcjonalne. Betonowe rynki zastąpiły dawne skwerki, które były często oazą zieleni upstrzoną ławeczkami i pięknymi fontannami. W wielu przypadkach po takich rynkach pozostały już tylko archiwalne zdjęcia i pocztówki. Teraz, bardzo powoli dociera do włodarzy wielu miejscowości, że zabetonowanie najważniejszej - zwłaszcza z punktu widzenia mieszkańca, centralnej części miasta było nienajlepszym pomysłem. A latem wręcz koszmarnym, bowiem w takich miejscach tworzyły się lokalne wyspy ciepła osiągające nawet 40 stopni Celsjusza. 

Co ciekawe, jedno z miast posiada rynek, który - i nie jest to żadna ironia! - posiada aż trzy wyspy, które latem stają się dosłownie wyspami ciepła. Co więcej, z dzisiejszej perspektywy można uznać ten rynek za najdziwniejszy i najmniej funkcjonalny zwłaszcza w kontekście klasycznej definicji rynku miejskiego. 

Najdziwniejszy rynek miejski w województwie śląskim

O wskazanie takiego rynku, który z definicją rynku ma jednak niewiele wspólnego, nie było trudno. Dla pewności zapytaliśmy też o taki najdziwniejszy rynek w województwie śląskim sztuczną inteligencję. I ta też nie miała kłopotów ze wskazaniem tego jednego, jedynego rynku w regionie. - Najdziwniejszym rynkiem w województwie śląskim jest bezsprzecznie Rynek w Katowicach - przekonuje AI. 

Centralny betonplatz, jak nazywają go też mieszkańcy Katowic, od dawna wzbudzał kontrowersje. Zdaniem wielu mieszkańców trudno jest to nazywać rynkiem, no i w żaden sposób nie spełnia tej roli, jaką powinien spełniać centralny skwer w mieście. 

Jego "dziwność" jest absolutnie wyjątkowa i wynika z radykalnej, współczesnej i kontrowersyjnej przebudowy, która całkowicie zerwała z tradycyjnym pojęciem rynku - uzasadnia swój wybór AI. 

Archipelag miejskich wysp 

Tradycyjny rynek to spójna, jednolita płyta otoczona kamienicami, z ratuszem lub fontanną w centrum. W wariantach najbardziej optymistycznych jest wypełniona dużą ilością zieleni. Rynek w Katowicach zdaje się temu zupełnie zaprzeczać. Jako całość został podzielony na kilka odrębnych stref, które finalnie nie tworzą jednej, spójnej całości. Ten archipelag składa się z trzech "wysp":

  • Placu Kwiatowego z pawilonami, ławkami i zielenią, który pełni funkcję rekreacyjną.
  • Plac Teatralnego, czyli przestrzeni reprezentacyjnej przed Teatrem Śląskim.
  • Strefy "pod Skarbkiem". 
  • Strefy "wypoczynkowej nad sztuczną Rawą. 

To wszystko jest poprzecinane liniami tramwajowymi, które dosłownie jeżdżą w cztery strony świata Górnego Śląska, a także drogami przeznaczonymi dla samochodów (głównie w okolicach sztucznej Rawy). 

To najbardziej surrealistyczny i dziwny element Rynku w Katowicach

AI podkreśla, że tego wszystkiego nie da się ogarnąć wzrokiem stojąc w jednym miejscu. Co więcej, wspomniana sztuczna Rawa, a także pojawiające się tam w sezonie palmy, stanowią według sztucznej inteligencji (zresztą nie tylko według niej) jeden z najbardziej surrealistycznych i dziwnych elementów w tym archipelagu dziwności katowickiego Rynku. 

Tworzy to absurdalny, ale na swój sposób fascynujący kontrast: plażowy, wakacyjny klimat w centrum postindustrialnej metropolii, znanej z węgla i stali. To świadomy zabieg, który dla wielu jest synonimem dziwności tego miejsca - opisuje AI. 

Transport miejski ważniejszy od funkcji społecznej

To, co również zwraca uwagę, to fakt że Katowice - w przeciwieństwie do wielu innych miast, nie starało się nawet próbować wyprowadzić ruchu z rynku, by stał się oazą spokoju. Rynek stał się gigantycznym węzłem przesiadkowym dla wielu linii tramwajowych tworząc gęstą sieć torowisk. Ciągły ruch i dzwonki tramwajów sprawiają, że jest to jedno z najgłośniejszych miejsc w mieście. To kłoci się z ideą rynku jako miejsca spotkań i odpoczynku, choć miastu to w niczym nie przeszkadzało organizować wielu imprez w sercu miasta, w tym jarmarków świątecznych. 

W tym przypadku miasto broni tak naprawdę jedna rzecz - serce Katowic od zawsze stanowiło centralny węzeł komunikacyjny dla tramwajów i próba wyprowadzenia ruchu wiązałaby się z ogromnym i kosztownym wyzwaniem logistycznym, na które miasto nie jest zwyczajnie gotowe. 

Katowicki rynek polem bitwy stylów architektonicznych 

Ostatni argument sprawiający, że katowicki Rynek jest najdziwniejszym w regionie, jest jego architektura. O Rynku i jego podziale już była mowa. Przyszedł czas na architekturę. Rynek jest polem bitwy, na którym ścierają się różne style. One w żaden sposób ze sobą nie rozmawiają, a wręcz zdają się krzyczeć na siebie - używając przenośni. W jednym miejscu stykają się:

  • Zabytkowe kamienice z przełomu XIX i XX wieku.
  • Ikony socjalistycznego modernizmu (Dom Handlowy Skarbek i Zenit).
  • Superjednostka – gigantyczny, brutalistyczny blok mieszkalny majaczący w tle.
  • Ultranowoczesne, szklane pawilony powstałe podczas ostatniej przebudowy.

Ten brak spójności, który w innych miastach byłby uznany za wadę, w Katowicach stał się charakterystyczną, choć "dziwną", cechą tożsamości.

Nie tylko Katowice. Oto przykłady innych, dziwnych rynków miejskich

Rynek w Katowicach nie jest klasyczny. To raczej dynamiczne, głośne i wizualnie chaotyczne centrum metropolii, które próbuje pogodzić funkcję transportową, handlową i rekreacyjną (ze sztuczną rzeką i palmami włącznie). Dla jednych jest to fascynujący symbol nowoczesności, dla innych – urbanistyczny koszmar. Jednak nie tylko stolica regionu ma w swoim sercu takie koszmarki. Jest też kilka innych miast, których rynki są nietypowe, by nie powiedzieć dziwne. Oto kilka z nich:

Chorzów. To chyba najbardziej dramatyczny wizualnie przykład "dziwnego" rynku. Jest to miejsce, które padło ofiarą brutalistycznej myśli urbanistycznej lat 70. Jak można się domyśleć, chodzi głównie o Estakadę, która przecina tamtejszy rynek, a która jest pomnikiem tego, jak w czasach PRL priorytetem był ruch kołowy. Estakada, w wyniku rozległej awarii, prawdopodobnie zniknie z krajobrazu miasta, dzięki czemu mieszkańcy odzyskają Rynek. 

Plac Stulecia w Sosnowcu – Podziemny "rynek", czyli "Patelnia". To ewenement na skalę Polski. Centralny plac miasta, potocznie i pieszczotliwie nazywany "Patelnią", znajduje się... pod ziemią. Sosnowiec bowiem, jako takiego rynku nie posiada i to właśnie "Patelnia" jest jego substytutem. Całość utrzymana jest w surowym, funkcjonalnym stylu lat 70. Królują tu beton, lastryko i niskie sufity. Miejsce ma specyficzny, nieco klaustrofobiczny klimat, który jest zaprzeczeniem otwartej przestrzeni typowego rynku.

Plac Baczyńskiego w Tychach. Rynek z socrealistycznego snu. Dziwność tego miejsca nie polega na chaosie czy zniszczeniu, ale wręcz przeciwnie – na jego zaplanowanej, ideologicznej perfekcji. Jest niezwykle symetryczny, otoczony monumentalnymi budynkami z podcieniami. Wszystko jest tu uporządkowane, rytmiczne i nieco przytłaczające w swojej skali. Brakuje mu organicznego "bałaganu" starych miast.

Śląsk Radio ESKA Google News