Marsz dla Kamilka w Częstochowie. "Ani jednego dziecka więcej"
Tragiczna śmierć Kamilka wstrząsnęła całą Polską. Chłopiec, który był katowany przez swojego ojczyma, zmarł w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. W sobotę 13 maja odbył się jego pogrzeb, na który przybyły tłumy. Dzień później ulicami Częstochowy przeszedł "marsz sprawiedliwości". Jego organizatorzy w ten właśnie sposób chcieli wyrazić swój sprzeciw wobec bierności instytucji, które nie zapobiegły dramatowi 8-latka.
Uczestnicy (było ponad 200 osób) spotkali się o godz. 12 na pl. Biegańskiego. Później demonstranci przemaszerowali obok szkoły Kamilka, ośrodka pomocy społecznej czy też sądu. Pod każdą z tych instytucji zapalano symboliczny znicz.
Oto zdjęcia z marszu:
"Ani jednego dziecka więcej. Stop przemocy", "Nie bądź obojętny", "Poparzona buzia, zranione serce. Dziecko zmarło w potwornej męce", "Chcesz być ślepy, chcesz być głuchy na płacz dzieci - jesteś głupi!", "Przyzwolenie na cierpienie to empatii zwyrodnienie!" - to tylko kilka przykładów napisów, które pojawiły się na transparentach uczestników biorących udział w częstochowskim marszu.
O cierpieniu Kamilka przypominał też umieszczony na dziecięcym wózku duży pluszowy miś, który był obandażowany. Podobnie jak chłopiec, kiedy trafił do katowickiego szpitala.
- Chcemy wreszcie coś zrobić z tym, co się dzieje w Polsce, i nie tylko - codziennie słyszymy o zakatowanych dzieciach i musimy powiedzieć "dość", ktoś musi to zrobić - powiedziała, w rozmowie z Polską Agencją Prasową, Karolina Łuszczyna-Nowicka, jedna z organizatorek manifestacji.
Tragiczna śmierć Kamilka z Częstochowy poruszyła wszystkich
Kamilek trafił do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach po tym, jak został skatowany przez swojego ojczyma, 27-letniego Dawida B. Mężczyzna bił dziecko i przypalał je papierosami, a 29 marca oblał pasierba wrzątkiem i kładł go na rozgrzanym piecu.
Matka chłopca, Magdalena B., nie przerwała gehenny chłopca. Dopiero 3 kwietnia do mieszkania zajrzał biologiczny ojciec 8-latka - to on właśnie wezwał pomoc. Jego syn został natychmiast przetransportowany śmigłowcem do placówki. Dawid B. i Magdalena B. zostali zatrzymani, mają postawione zarzuty, przebywają obecnie w areszcie.
Najprawdopodobniej niebawem zarzuty ze względu na śmierć dziecka zostaną zmienione.
NAJWAŻNIEJSZE WIADOMOŚCI ZE ŚLĄSKA