Kurator oświaty o śmierci Kamilka. "Szkoła zastosowała wszystkie procedury"
W poniedziałek - 8 maja - Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach przekazało bardzo smutną informację o śmierci 8-letniego Kamilka z Częstochowy, który został skatowany przez swojego ojczyma. Losem chłopca żyła cała Polska. Tragiczna śmierć wstrząsnęła wszystkimi. Wciąż padają pytania, czy tej tragedii można było jakoś zapobiec.
Głos w sprawie zabrało już wiele osób - w tym śląskie kuratorium oświaty.
Przypomnijmy, że Kamil był uczniem Szkoły Podstawowej Specjalnej nr 28 w Zespole Szkół Specjalnych nr 28 w Częstochowie od 1 września do 16 października 2022 roku. Dzień później - 17 października - ośmiolatek został przeniesiony do Zespołu Szkół Specjalnych w Olkuszu, gdyż jego rodzina przeprowadziła się właśnie do tego miasta.
Kiedy rodzina wróciła ponownie do Częstochowy, chłopiec znów zaczął uczęszczać do poprzedniej szkoły - został przyjęty do placówki 1 marca tego roku.
- Po przeprowadzeniu bardzo wnikliwej kontroli mogę powiedzieć, że w szkole zostały zastosowane wszystkie przepisy i procedury, które w takich sytuacjach się stosuje. Warto podkreślić, że Kamil w bieżącym roku szkolnym był uczniem ZSS nr 28 w Częstochowie przez 2,5 miesiąca. Przez ten okres szkoła wykazała się czujnością, a nauczyciele byli troskliwi. Wychowawczyni Kamila wielokrotnie komunikowała się telefonicznie i poprzez SMS-y z mamą chłopca, a także z pracownikami pomocy społecznej - powiedziała, w trakcie spotkania z mediami, Urszula Bauer, śląska kurator oświaty.
Z pozyskanych informacji wynika, że tylko jedna sytuacja wzbudziła niepokój u dyrektora placówki i wychowawczyni chłopca. Miała ona miejsce 8 marca tego roku. Kamil przyszedł do szkoły z rozciętą dolną wargą, śladami zasinień na rączkach i policzku. Sygnalizował także ból w prawej ręce. Skontaktowano się więc natychmiast z matką chłopca, która wyjaśniła, że "dziecko potknęło się o próg i przewróciło przed wyjściem do szkoły".
- To właśnie postawa wychowawczyni oraz dyrektora szkoły spowodowała, że matka została zobligowana do tego, aby skorzystać pilnie z pomocy lekarskiej. Nauczycielka postanowiła zweryfikować to wszystko u kuzynów Kamila, którzy mieszkali w tym samym miejscu. Od nich również uzyskała informacje, że był to nieszczęśliwy wypadek - przyznała Urszula Bauer.
Następnego dnia - 9 marca - matka poinformowała telefonicznie wychowawczynię, że Kamil ma założony na rękę gips. - Dziecko, po przyjściu do szkoły z ręką w gipsie, nie komunikowało żadnych nieprawidłowości. Faktem jest, że komunikacja z dzieckiem była nieco utrudniona, ponieważ nie było w stanie w pełni wypowiadać swoich myśli. Nie formułowało długich zdań, porozumiewało się tylko pojedynczymi zdaniami. Ponadto psycholog szkolny przeprowadził rozmowę z chłopcem - dodała śląska kurator oświaty.
Wychowawczyni na bieżąco komunikowała się z matką Kamilka
30 marca do wychowawczyni klasy zadzwoniła matka ucznia, która poinformowała, że Kamil "wylał na siebie gorącą herbatę i oparzył buzię". Poproszono więc ją, aby jak najszybciej udała się z dzieckiem na wizytę u lekarza. O godz. 9:34 matka przekazała, że Kamil ma przepisane "dwie maści i obecnie śpi". I że do szkoły powróci dopiero po przerwie świątecznej.
1 kwietnia wychowawczyni wysłała do matki chłopca SMS-a z zapytaniem o zdrowie dziecka, na które otrzymała odpowiedź. Dwa dni później, 3 kwietnia, matka Kamila ponownie skontaktowała się z wychowawczynią.
- Matka dziecka telefonicznie poinformowała placówkę, że biologiczny ojciec zawiadomił pogotowie, ponieważ stan Kamila, który od kilku dni przebywał w domu, nie był dobry. Chłopiec nie chciał jeść, sygnalizował problemy bólowe - wyjaśniła Urszula Bauer. Przed godz. 15 biologiczny ojciec przekazał informację wychowawczyni, że musiał wezwać pogotowie ratunkowe, a Kamil został przetransportowany helikopterem do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach.
Kamil mógł ponownie trafić do Specjalnego Ośrodka Wychowawczego. Matka się nie zgodziła
Należy także wspomnieć, że Kamil, kiedy chodził w ubiegłym roku do szkoły w Częstochowie, przebywał od 1 września do 10 października (od poniedziałku do piątku) w Specjalnym Ośrodku Wychowawczym. Codziennie był dowożony na lekcje. Do rodziny wracał tylko na weekendy.
Dlatego też, kiedy rodzina wróciła z Olkusza do Częstochowy i poszukiwała nowego mieszkania, wychowawczyni chłopca zaproponowała pomoc w postaci ponownego umieszczenia Kamila w Specjalnym Ośrodku Wychowawczym. Matka jednak odmówiła. W tym momencie można tylko gdybać co by było, gdyby jednak w tej placówce, na co dzień, mieszkał.
"Nie ma przepisów, które nakazywałyby dyrektorowi czy nauczycielom odwiedzanie uczniów w domach"
- Po takim wydarzeniu wszyscy jesteśmy zobligowani do refleksji. Jesteśmy zobligowani do tego, aby przejrzeć obowiązujące procedury. Sprawdzić, czy wszystkie przepisy, które są obowiązujące, zapewnią, że taka sytuacja w przyszłości się nie powtórzy. Będziemy się zastanawiać, jak jeszcze można je zmienić - przyznała śląska kurator oświaty. Dodała jednak, że na analizę całej sytuacji należy spojrzeć szerzej.
- Kuratorium jest instytucją, która zajmuje się nadzorem pedagogicznym, więc wszystkim tym, co dzieje się w szkole. To, co dzieje się w domu dziecka, może być sprawdzane przez wychowawcę i dyrektora, ale w szczególnych przypadkach. Na to potrzebna jest zgoda rodzica. Nie ma przepisów, które nakazywałyby dyrektorowi czy nauczycielom odwiedzanie uczniów w domach. Dlatego wszyscy będziemy teraz się zastanawiać, w którym miejscu ten błąd nastąpił - podsumowała.
Kurator oświaty podjęła decyzję o przeprowadzeniu kontroli w placówkach na terenie województwa śląskiego, w których Kamil przebywał wcześniej.
NAJWAŻNIEJSZE WIADOMOŚCI ZE ŚLĄSKA