Los ciężko doświadczył panią Monikę. Moim domem był dworzec w Katowicach
Starsza, schorowana, samotna kobieta ledwo wiąże koniec z końcem. Los przez całe życie nie oszczędzał 52-letniej Moniki z Sosnowca. Będąc dzieckiem odtrąciła ją matka i ojczym, przez co straciła dach nad głową. Jak przyznała, jej domem był wtedy dworzec w Katowicach. Jej biologiczny ojciec nie interesował się nią w ogóle. W końcu, kiedy miała 12 lat, trafiła do domu dziecka, by po kilku latach wrócić do rodzinnego domu.
Ojczym kazał mi wypierdalać. Spałam u sąsiadki i czekałam, aż on i matka wytrzeźwieją. W końcu wezwałam policję. Tam była dwójka mojego rodzeństwa - opowiada pani Monika.
Kobieta nie miała wtedy wyjścia i żeby przeżyć musiała kraść, przez co trafiła do zakładu karnego. Kiedy go opuściła, zaczęła się starać o przydzielenie mieszkania z zasobów miejskich. Najpierw zamieszkała w dzielnicy Pogoń, ale teraz mieszka w centrum Sosnowca.
- Od 25 lat jestem na rencie. Urodziłam się z wadą słuchu. Jestem po ciężkim zawale, mam zapalenie mięśnia sercowego, migotanie przedsionków, nadczynność tarczycy. Gdy byłam ostatnio w szpitalu, wykryto u mnie astmę oskrzelową. Rok temu przeszłam operację nogi. Choćbym chciała gdzieś dorobić, to nie mam szans - mówi 52-latka.
Kobieta z pomocą kuratora stara się ogarnąć swoje życie, ale z rentą socjalną w wysokości 1100 zł i zasiłku pielęgnacyjnego (200 zł) nie jest w stanie opłacić wszystkich rachunków. - Butla za gaz kosztuje już 180 złotych, światło prawie 300 złotych, mieszkanie 450 złotych. Gdzie leki, gdzie jedzenie, jak kupić chociażby buty na wiosnę? Nie ma z czego - rozkłada bezradnie ręce.
"Na życie niewiele zostaje. Na leki nie mam wcale"
Pani Monika, żeby przeżyć, cały czas próbuje uzyskać różne formy pomocy. W jednym miejscu prosiła o paczki żywnościowe, ale pozostała bez odpowiedzi. Twierdzi, że została jedynie zaproszona wigilię dla samotnych i bezdomnych w grudniu ubiegłego roku. Próbowała również w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Sosnowcu, ale jak powiedziała, tam również nie otrzymała żadnego wsparcia. Starała się o zasiłek celowy.
- Za bogata jestem. Mam taki dochód, ze pieniądze się w banku nie mieszczą - śmieje się przez łzy mieszkanka Sosnowca. Głównym argumentem odmownym miał być bowiem zbyt wysoki dochód kobiety. - Póki mąż tutaj mieszkał, to jeszcze dostawaliśmy pomoc. Ale on zupełnie inaczej funkcjonował. Pochodził ze wsi, tam się urodził i wychował. Nie potrafił się zaaklimatyzować. Pracował na kolei. Dwa dni po ślubie wyprowadził się do matki. Mam z nim tylko kontakt telefoniczny - wspomina.
Pani Monika ma również córkę, ale niestety nie utrzymują ze sobą kontaktu. Od znajomych wie tylko, że córka jest szczęśliwa. - Powiedziała koleżankom, że nie przyjedzie, bo wstydzi się biednej matki - mówi 52-latka.
MOPS: Odmówiliśmy pomocy ze względu na podwyższenie kryterium dochodowegoZapytaliśmy w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej, jak wygląda sytuacja pani Moniki z perspektywy instytucji. Wiadomo, że kobieta w maju 2021 roku złożyła wniosek o wspomniany zasiłek celowy. - Wniosek spotkał się z odmową w związku z uchwałą Rady Miasta dotyczącej podwyższenia do 150 procent kryterium dochodowego. Wówczas doszło do przekroczenia tego kryterium. Nie stwierdzono również występowania okoliczności szczególnych. Jest to przesłanka, która musi wystąpić, aby starać się o zasiłek celowy specjalny - poinformował nas sosnowiecki MOPS. W 2022 roku pani Monika wraz z mężem byli objęli pomocą. Jedną z form było zaproszenia na wspomnianą kolację wigilijną. - W bieżącym roku jednak nie było żadnego wniosku o pomoc. Jest również problem z ustaleniem sytuacji męża pani Moniki. My zawsze musimy określić sytuację wszystkich członków rodziny. Niestety, pan unika kontaktu - poinformował nas ośrodek.
W mieszkaniu pani Moniki nie ma najlepszych warunków. Ściany się sypią, podobnie jak i umieszczony w kącie pokoju piec. Jedna z zewnętrznych ścian jest mokra. Reszta jest brudna, odrapana. Na parapetach znajdują się owoce i warzywa. Pani Monika wyciągnęła je z kontenera, który znajduje się obok pobliskiego marketu.
- Odechciewa się żyć. Człowiek popada w melancholię, depresję. To nie życie, to wegetacja - mówi pani Monika. - Co to za życie, kiedy trzeba kombinować, skąd wziąć na leki, skąd wziąć na jedzenie. Nie mogę spać po nocach. Jak człowiek ma się leczyć, jak nie ma na leki i jest nieodżywiony - mówi załamana 52-latka.
Dramatyczny apel o pomoc
Czasami rozmawia z sąsiadkami, ale nie utrzymuje zbyt mocnych kontaktów. W ciągu dnia stara się chodzić do Parku Sieleckiego na spacery. Choć jest w trudnej sytuacji, sama stara się pomagać. Od dwóch miesięcy wydaje żywność bezdomnym we współpracy z parafią ewangelicką.
Pani Monika liczy na wsparcie. Zbliża się Wielkanoc, a mieszkanka Sosnowca nie ma co włożyć do garnka. Prosi o jakiekolwiek wsparcie, aby mogła godnie przeżyć ten czas.