Czy badania prowadzone przez panią można określać mianem poszukiwania „lekarstwa na raka”?
Dr Agata Szade: Zdecydowanie nie. Nie sądzę, żeby ktokolwiek mógł wynaleźć, bądź odnaleźć „lekarstwo na raka”. Poszukuje się terapii, które mogłyby leczyć konkretne nowotwory, lub grupy nowotworów, których powstawanie ma jakiś wspólny mechanizm – na przykład tę samą mutację. Nie ma czegoś takiego jak uniwersalne lekarstwo na raka. Nasze badania natomiast mają trochę inny cel. Jest nim opracowanie terapii, która po pierwsze może być częścią procesu leczenia nowotworów układu krwiotwórczego, a po drugie – może zapobiegać niektórym skutkom ubocznym chemioterapii – bądź je leczyć.
Z czym związane są prowadzone przez panią badania?
- Nasze badania skupiają się na próbie zrozumienia procesu mobilizacji komórek ze szpiku kostnego do krwi. Wszystkie komórki krwi powstają z krwiotwórczych komórek macierzystych, które rezydują w szpiku kostnym. Tam też różnicują i dojrzewają, czyli mówiąc prościej, komórki macierzyste dzielą się, a komórki powstające - komórki potomne rozchodzą się w stronę różnych rodzajów krwinek – czerwonych, przenoszących tlen, białych, czyli leukocytów, odpowiedzialnych za obronę organizmu przed patogenami czy trombocytów, z których powstają płytki krwi. Procesy te są ściśle kontrolowane, aby liczba komórek krwi była cały czas na prawidłowym poziomie. Są jednak takie sytuacje, kiedy szpik musi wyprodukować i uwolnić do krwioobiegu większą liczbę komórek – na przykład podczas infekcji może być potrzebna większa liczba białych krwinek. Taki proces nazywany jest właśnie mobilizacją. Dzięki wsparciu finansowemu Fundacji DKMS, NCN (grant Sonata) oraz NCBR (grant Lider) prowadzimy badania, które pozwolą lepiej zrozumieć ten proces. Chcemy dokładnie poznać mechanizm, który powoduje, że komórki opuszczają swoją niszę oraz wykorzystać go do opracowania nowych terapii.
Naukowcom najwięcej czasu zajmuje biurokracja
Jakie trudności na co dzień spotyka pani podczas prowadzenia badań?
- Największą trudnością jest ogrom formalności na co dzień. W sumie więcej czasu poświęcam na wypełnianie różnego rodzaju dokumentów, niż na to, co naukowiec powinien robić, czyli czytanie literatury naukowej, analizowanie danych i planowanie dalszych badań. Przy realizacji niektórych projektów mamy bardzo małą swobodę do wprowadzania zmian, które bardzo często są konieczne, żeby dobrze wykonać eksperymenty – w naszej pracy nie wszystko da się zaplanować z góry, czasem trzeba na bieżąco modyfikować założone wcześniej plany. Co więcej, przez piętrzące się formalności wszystko bardzo długo trwa. Przykładowo zepsuł nam się cytometr przepływowy, podstawowy instrument, który wykorzystujemy w naszych badaniach. Nie możemy po prostu zamówić naprawy, trzeba pisać różnego rodzaju oświadczenia, wnioski itp. Wszystko trwa bardzo długo, przez co nie możemy skończyć rozpoczętych eksperymentów.
Jakie wsparcie w badaniach oferują polskie uczelnie?
- Przede wszystkim zapewniają środowisko do prowadzenia badań oraz pomoc administracyjną.
Czego pani najbardziej brakuje w badaniach w Polsce?
- Najbardziej brakuje mi ducha współpracy między ludźmi. Bardzo często widać bardziej konkurencję niż współdziałanie, tymczasem współpracując, można dużo więcej osiągnąć.
Jakiego wsparcia pani oczekuje?
- Z organizacyjnej strony, największym wsparciem byłoby uproszczenie procedur, danie naukowcom więcej swobody, zwłaszcza jeśli chodzi o zakupy odczynników i sprzętu, a także co do zatrudniania członków zespołu. Tymczasem mam wrażenie, że ilość formalności ciągle się zwiększa, nawet tam, gdzie nie wymagają tego przepisy.
Wyjazdy poszerzają horyzonty i inspirują
Ze względu na pani udział w programie Socrates Erasmus – jak pani porównuje doświadczenia zdobyte w trakcie stażu z prowadzeniem badań w Polsce?
- Podczas każdego stażu, również tego w programie Socrates Erasmus, wiele się nauczyłam. Przede wszystkim nowych metod, takich, których wcześniej nie stosowałam, a które bardzo przydają się w naszych projektach. Poza tym wyjazd do innego laboratorium, polskiego czy zagranicznego, rozszerza horyzonty, inspiruje do nowych pomysłów, a także pomaga spojrzeć na niektóre aspekty badań z trochę innej strony.
Co pani dał udział w programie Erasmus, oraz czy poleca pani udział innym studentom?
- Udział w programie Erasmus przede wszystkim zapewnił mi finansowanie stażu w świetnym laboratorium, w którym mogłam uczestniczyć w bardzo interesującym projekcie, dotyczącym zapalenia płuc. Poznałam wielu ciekawych ludzi, a z pozanaukowych aspektów wyjazdu – zwiedziłam całkiem sporą część Doliny Loary. Kilkumiesięczne wyjazdy zagraniczne pozwalają na zasmakowanie, jak w danym kraju się żyje, poznanie kultury, zwyczajów danego kraju, podszlifowanie znajomości języka.
************************
Polscy naukowcy i badacze od lat triumfują w międzynarodowych badaniach. Jak pokazuje historia, nie odbywa się to bez wsparcia, czy też udziału w zagranicznych projektach, jak na przykład Erasmus. Podobnie dr Agata Szade, która swoją działalnością zmienia na lepsze naszą przyszłość.
Dr Agata Szade ukończyła studia biotechnologii na Wydziale Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. W 2008 roku w ramach programu Socrates Erasmus wyjechała na staż do Orleanu. W 2010 roku ukończyła francusko-polskie studia magisterskie. Później rozpoczęła studia doktoranckie na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Podczas badań podjętych na UJ zaobserwowała nieznane wcześniej działanie protoporfirny kobaltu w mobilizacji komórek krwiotwórczych do krwi. Po obronie doktoratu wyjechała na 2-letni staż do laboratorium w Uniwersytecie Stanforda w Stanach Zjednoczonych. Teraz kontynuuje badania związane z mobilizacją komórek.