Powódź tysiąclecia w 1997 roku
Powódź w 1997 roku - nazywaną powodzią stulecia - poprzedziły dwie fale intensywnych opadów. Od 4 do 8 lipca między Wrocławiem, Katowicami i Brnem zanotowano opady 200-300 mm, a miejscami powyżej 500 mm. W normalnych warunkach potrzeba było kilku miesięcy, by spadła taka ilość deszczu.
Jeszcze większe wezbrania odnotowano podczas drugiej fali opadów. Statystycznie szansa na takie przepływy maksymalne, jakie wówczas odnotowano, wynosi ledwie 0,1 procenta. Taka woda zdarza się raz na tysiąc lat. Maksymalne poziomy Odry zostały przekroczone na odcinku o długości ponad 500 km, licząc od granicy z Czechami.
W Polsce pod wodą znalazło się niemal 700 tysięcy hektarów, czyli ponad 2 proc. powierzchni kraju. 56 osób zginęło, 7 tysięcy straciło dach nad głową, 40 tysięcy straciło dorobek życia, kolejne 200 tysięcy było ewakuowanych. Tylko w naszym kraju straty wyniosły 12 mld zł, a w skali Europy szkody oszacowano na ok. 4,5 miliarda dolarów amerykańskich. Poza nami ucierpiały Niemcy, północno-zachodnia Słowacja oraz wschodnia Austria.
Powódź tysiąclecia 1997. Zobacz zdjęcia z powiatów raciborskiego i wodzisławskiego:
Powódź tysiąclecia w Opolu. Uwięzieni mieszkańcy Zaodrza jedli wspólnie obiady na dachach bloków
W Polsce pierwsze wsie i miasteczka zostały zalane już 6 lipca. Z brzegów wystąpiły Nysa Kłodzka, Odra, Prudnik i Złoty Potok. Woda wdarła się do Prudnika, zalała liczne zakłady przemysłowe, konieczna było ewakuacja prawie 200 osób. Dwa dni później Odra wylała na odcinku od Chałupek aż do Raciborza. W Kłodzku woda podmyła kilkusetletnie kamienice, prowadząc do ich zawalenia.
Ogromne zniszczenia odnotowało Opole. Pod wodą znalazły się Szczepanowice, Półwieś oraz wyspy Pasieka i Bolko, a wraz z nimi sztuczne lodowisko, szkoła muzyczna, siedziby rozgłośni Radia Opole, amfiteatr i zoo. Jednak najbardziej ucierpieli mieszkańcy Zaodrza. Z relacji świadków wynika, że wał na tzw. bliskim Zaodrzu został wysadzony, by ratować Stare Miasto i centrum. Woda rozlała się po całej dzielnicy tak szybko i gwałtownie, że nawet nie zdążono ewakuować mieszkańców.
Ludzie koczowali na dachach i balkonach, czekając na ratunek. Służby dostarczały im wodę, jedzenie, baterie i papierosy. Gdy minęły pierwsze emocje, pojawiła się nuda. Żeby ją zabić, organizowano wspólne kolacje na dachach.
Spore wrażenie robił widok płynących samochodów. Były to głównie auta z klimatyzacją, ponieważ z racji obecności tej instalacji były bardziej szczelne. I dlatego mogły być niesione z nurtem. Inne pojazdy stały zalane, choć i je żywioł potrafił przenosić na spore odległości - opowiadał polski fotoreporter Jerzy Stemplewski na łamach "Nowej Trybuny Opolskiej.
Zalany powiat raciborski i wodzisławski
Straty liczył też Racibórz, który zalała fala wysoka na 2,5 metra. Pod wodą znalazło się ok. 1,5 tys. domów i mieszkań. Powódź dosięgła dworzec PKP, urząd miasta, pocztę i Most Zamkowy. Dzielnice Ostróg i Płonie były odcięte od świata. Strażacy działali dzień i noc, organizowali ewakuacje ludzi i zwierząt z zagrożonych terenów. Ale wielu mieszkańców odmawiało, woleli pilnować resztek swojego dobytku.
Ludzie nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia, zamiast ratować dobytek chodzili na wały oglądać Odrę. O trzeciej po południu woda zaczęła się przelewać, więc postanowiłem wywozić traktory, samochody i przyczepy na skarpę, która znajdowała się dwa metry powyżej wału, nad torami kolejowymi. Około szóstej wieczorem zdecydowałem, że zawieziemy tam też zwierzęta. Zapakowałem na przyczepę dwie maciory, siedem sztuk bydła i konia, ale gorzej było z buhajami. Każdy z nich ważył ponad 600 kilogramów, więc łatwo nie było. Pomagał nam jakiś człowiek, który przechodził ulicą. Reszta zwierząt, czyli czterdzieści warchlaków i tyle samo kur dostało bezpieczne miejsce nad stajnią i nad szopą – wspominał pan Alojzy, mieszkaniec raciborskiego Ostroga w rozmowie z portalem nowiny.pl.
Dramatyczna sytuacja panowała również w powiecie wodzisławskim. W Rybniku powódź powodowała osuwisko na cmentarzu. Razem z wodą spłynęło wtedy prawie 300 grobów.
Powódź we Wrocławiu. Ogromne osiedle z wielkiej płyty zalało do pierwszego piętra
Widząc wszystkie szkody wyrządzone przez Odrę, mieszkańcy Wrocławia zaczęli się przygotowywać do nadejścia fali powodziowej. W najbardziej zagrożonych punktach układano worki z piaskiem. Gdy piasku zabrakło, opróżniano piaskownice, brano też ziemię z trawników. Wszystko to robili spontanicznie wolontariusze, później dołączyli do nich żołnierze i strażacy.
Była sobota, (...) pobiegłem układać worki między mostem Bartoszowickim a Chrobrego. Atmosfera była niesamowita, wszyscy sobie pomagali, ramię w ramię profesor z robotnikiem – opowiadał Mieczysław Michalak, fotoreporter „Wyborczej” na łamach tegoż dziennika.
Niestety, nawet najlepiej zorganizowana akcja nie była w stanie powstrzymać żywiołu. Powódź wdarła się na osiedle Księże Małe, Księże Wielkie, Zalesie, Zacisze, Kowale, Maślice i do centrum miasta. Na osiedlu Kozanów, które zostało wzniesione na polderach zalewowych, woda miejscami sięgała pierwszego piętra. Odciętym od świata mieszkańcom spuszczano jedzenie na linach z wojskowych śmigłowców M-17.
Kamienice sprzed II wojny światowej na Rakowcu ucierpiały tak bardzo, że nadawały się tylko do wyburzenia. Przed wodą udało się uratować jedynie Sępolno, Biskupin i wrocławski ogród zoologiczny.
Listen on Spreaker.