Tomasz Sętowski podzielił się refleksjami dotyczącymi jego sztuki oraz tego jak wyglądała jego początkowa droga do międzynarodowej kariery. O wszystkim opowiedział przy okazji wystawy w Tychach, w Tichauer Art Gallery w Browarze Obywatelskim. Oprócz jego dzieł, na miejscu można podziwiać też dzieła Rafała Olbińskiego i Jarosława Kukowskiego.
Co takiego zobaczymy na wystawie w Tychach?
Tomasz Sętowski: Na wystawie starałem się pokazać najlepsze swoje obrazy i sięgnąłem do swoich domowych rezerw. Teraz stać mnie na kolekcjonowanie swoich obrazów, kiedy nie było mnie na to stać. Olbiński mówi, że jego nie stać na własne obrazy, dlatego je sprzedaje, ale jego obrazy są drogie, więc nie dziwie się, że go nie stać. Natomiast mnie wreszcie stać na moje obrazy, żeby je kolekcjonować i odkładać. Mam około ponad dwudziestu obrazów, które są w moich zbiorach i dziesięć z nich znalazło się na wystawie w Tychach.
Które z dzieł na wystawie było najbardziej czasochłonne?
Jedna praca z wystawy jest bardzo pracochłonna. Trzy lata pracowałem nad obrazem Faktoria Hadesa, format 150 na 150. Jest to największy obraz z tej wystawy. Tego obrazu nie chcę sprzedawać i nigdy go nie sprzedam. Było kilku chętnych na kupno tego obrazu, ale oparłem się temu, bo wiem, że to jest coś, co będzie moim opus magnum na przyszłość. Co można kupić za 400 tys., 500 tys., czy za milion złotych? Dobry samochód? Mieszkanie? To wszystko mam. Teraz te miliardy sekund, które nam zostały w życiu, to pożytkujemy na coś wartościowego i to jest właśnie kwintesencja tego obrazu, który akurat się znalazł w tym moim rozumieniu, jako coś najważniejszego. Być może przebiję ten obraz, bo każdego artysty się pyta „jaki obraz jest dla ciebie najważniejszy” i przeważnie reżyser, czy artysta odpowiada „ten, który jest przede mną”. Nie. Ten, który jest za mną. I właśnie, być może ten obraz będzie najważniejszy. Na razie nie czuję się na siłach, żeby go przebić. W tej chwili nie mam też czasu, mam dużo zamówień i sporo klientów. Ten obraz był malowany z doskoku. To nie tak, że te trzy lata pracowałem tylko nad tym obrazem. Jak miałem godzinę, dwie, to coś przy nim robiłem i on się budował przez trzy lata.
Jak wyglądała twoja droga do odkrycia własnego „ja” w sztuce?
W momencie, kiedy abstrakcja była popularna, czyli w latach 80. czy 90., wtedy kiedy zaczynałem swoją drogę, pomyślałem sobie, że będę robił coś zupełnie innego. Poczułem powołanie, bo wychowałem się na malarstwie surrealistycznym, malarstwie figuratywnym, malarstwie dawnym, barokowym i renesansowym. Próbuję połączyć nowoczesność z klasyką. I to połączenie dało mi wypadkową, w postaci mojego stylu. Oczywiście nie ukrywam, ściągnąłem z kilku malarzy. I to, że zaczerpnąłem z innych źródeł, innych malarzy i jakby innych dziedzin sztuki zaowocowało moim własnym stylem. Polega to na tym, że siedząc w wieku 20 lat, w pracowni, zacząłem sobie wmawiać, że nie dam rady. Nie dam rady samemu. Sięgałem po innych artystów. Zacząłem ich analizować. Ten miał asystentów, ten miał pomocników i tak dalej. Sięgnąłem po doświadczenia innych artystów, wyobrażając sobie swoją przyszłość. I wieku dwudziestu paru lat, kiedy już miałem swoją pracownię i jako amator zacząłem sprzedawać pierwsze obrazy na ulicy w Gdańsku, Sopocie, Krakowie przekonałem się, że to co robię, zyskuje jakieś tam zainteresowanie. I wtedy pomyślałem, że muszę sięgnąć po wsparcie ludzi, którzy trochę lepiej znają się na sztuce, trochę lepiej malują i trochę lepiej pojmują sztukę. Zaprosiłem dilerów, artystów, galerników do swojej pracowni. Zrobiłem burzę mózgów, zaprzyjaźniłem się z nimi i ruszyłem bardzo ostro.
Ciekawe, jaki efekt przyniosły te spotkania.
Galernicy powiedzieli mi jedno „zrób uprawnienia, to będziemy cię przyjmować do galerii”. To od razu ich odrzuciłem. Zgłosiła się do mnie jedna galerniczka, która powiedziała „chcę cię wystawić, bo podoba mi się to, co robisz”. Sprzedała mi całą wystawę w wieku 28 czy 29 lat. Później szczebel po szczeblu wystawiałem się w różnych galeriach, aż w końcu ktoś zaproponował coś za granicą. Taka jest droga każdego.
Kto jest twoim mistrzem?
Marian Michalik z Częstochowy to jest mój wielki mentor i autorytet, który sprzedawał bardzo dobrze za granicą swoje obrazy. Malował martwe natury, ale malował je w sposób niesamowity. Teraz zbieram jego obrazy, mam około 8, czy 9. Wtedy nie było mnie stać, bo byłem jego uczniem. To był mój nauczyciel, który dał mi więcej niż studia artystyczne. Opowiedział mi o wielu aspektach dotyczących samej techniki malowania. Dzięki temu zacząłem się rozwijać. Na uczelni nigdy nie słyszałem o takich terminach, bo uczelnia miała inne preferencje, typowo abstrakcyjne. Natomiast to był malarz warsztatowy, który malował niesamowicie. Drugą osobą, którą poznałem, był Beksiński, którego poznałem jak miałem 24 lata. Z tym że z Beksińskim nie miałem takich relacji, bo byliśmy na pan i tak jak z Dudą-Graczem nigdy nie przeszliśmy na ty. Jerzy Duda-Gracz wprowadzał mnie do Związku Polskich Artystów Plastyków. Jak miałem 20 lat, to Duda-Gracz był tak znany, jak nikt w Polsce, nawet politycy nie byli znani, ponieważ wtedy był tylko pierwszy i drugi program w telewizji. Jak artysta występował w telewizji, to oglądało go pół Polski. Wtedy każdy wiedział, kto to jest Duda-Gracz. Ja jako młody chłopak nie przypuszczałem, że kiedykolwiek spotkam się z nim, jako z moim mistrzem. Zresztą, on był przyjacielem Michalika i właśnie tam go poznałem. Mało tego Duda-Gracz pochodził z Częstochowy i mieszkał na tej samej ulicy co Michalik. Nigdy nie przypuszczałem, że Michalik i Duda-Gracz będą mnie wprowadzać do Związku Polskich Artystów Plastyków.
To opowiedz coś o Dudzie-Graczu.
Duda-Gracz był świetny w swoich wypowiedziach. Był bardzo kontrowersyjny. Trochę mu zarzucali koneksje z rządem, bo był trochę lewicowy, ale Golgota, którą zrobił na Jasnej Górze to rewelacja. Chodzę tam raz na trzy miesiące [śmiech] Naprawdę każdemu, kto przyjedzie do mnie do galerii, to polecam zwiedzić, bo on to malował przez dwa lata i to było jego opus magnum. To jest jego największe dzieło. Genialne, które pozostawił po sobie. Trzy miesiące po skończeniu zmarł. To, co zrobił Duda-Gracz na Jasnej Górze, to podsumowanie całej jego twórczości.
A kogo ze świata sztuki możesz podać, jako swoją inspirację. Kto dla ciebie był najważniejszy?
Jestem kiepskim malarzem, ale za to świetnym historykiem sztuki, o co mnie nie zapytać z zakresu historii sztuki, to odpowiem. Gdybym miał wskazać najważniejszego malarza w swoim życiu, to byłoby bardzo trudno. Z Polski, to na pewno ci, których wymieniłem i Starowieyski. Miałem szczęście jeszcze ich poznać, spotkać się z nimi. Rozmawiać z nimi i z każdym mam ciekawą historię do opowiedzenia. Ze światowego i historycznego malarstwa, to chyba najważniejszym malarzem był bezsprzecznie Caravaggio.
Były jakieś kontrowersje związane z Dubajem. Opowiedz, o co chodziło?
Wiem, że ten obraz, który sprzedałem pod tytułem Księżycowe Miasto, został wykorzystany do hotelu. Do końca nie jest to pewne, ale jak się okazuje, że szejk, który kupuje ode mnie obraz, nagle buduje hotel na podobieństwo obrazu, to nietrudno się domyślić. Nie wiem, czy hotel powstał, bo od 10 lat nie jeżdżę do Dubaju. Ogólnie Dubaju nie lubię i jestem znudzony tym tematem, bo już tam jeździłem setki razy. Ogólnie przyniosło mi to pewną popularność na szersze klimaty. W Nowym Jorku sobie popsułem trochę relacje, bo tam żydzi rządzą rynkiem sztuki, a jak wiadomo relacje żydowsko-arabskie są w konflikcie i jak im wysyłałem materiały z Dubaju, to nie byli zbyt chętni – w ogóle mi nie odpisywali na listy.
A jak Jasna Góra reaguje na twoje dzieła?
Jasna Górna, to jest temat tabu, którego nie poruszam. Jedno wiem, że jak namalowałem w Częstochowie największy mural, to zwrócili się do mnie, żebym namalował motyw Jasnej Góry. Powiedziałem chwila, jak mi zapłacicie, to go umieszczę. Niestety zaliczam się do surrealistów komercyjnych i chcę wymiernego efektu za coś, co robię. Po prostu nie widziałem w swoim projekcie Jasnej Góry i nie mam jakiejś negatywnej obsesji na punkcie religii.