W środku zimy może zabraknąć ciepła w grzejnikach. W ocenie związkowców proponowane przez rząd instrumenty wsparcia dla odbiorców ciepła sieciowego mogą skończyć się falą bankructw przedsiębiorstw ciepłowniczych. Już dziś część spółek ciepłowniczych zastawia w bankach swój majątek, żeby uzyskać pieniądze na prowadzenie bieżącej działalności, wypłaty dla pracowników czy inne opłaty.
– Żeby ciepłownie mogły wyjść na zero, to ceny dla odbiorców indywidualnych musiałyby wzrosnąć o 300 proc. Nikt by takich podwyżek nie udźwignął. Dodatkowo nie zgodziłby się na to Urząd Regulacji Energetyki. Dlatego czeka nas ciężka zima i możliwe przerwy w dostawie ciepła jeśli rząd pilnie nie pomoże branży, a tej póki co nie widać. Na Śląsku jest nieco lepiej bo tutaj dostawy ciepła są bezpośrednio połączone w ciągach technologicznych z kopalniami. Natomiast najgorsza sytuacja występuje na wschodzie kraju, bo tam spółki ciepłownicze korzystały głównie z rosyjskiego węgla, którego jak wiemy już nie ma z powodu nałożonego embarga- mówi Dariusz Gierek szef Regionalnej Sekcji Ciepłownictwa NSZZ Solidarność w Katowicach.
Pierwsze przerwy w dostawach ciepła mogą występować już po pierwszych dwóch miesiącach okresu grzewczego, potem w środku zimy może być jeszcze gorzej. Ciepłownictwo dobijają wysokie ceny paliw. Gazu poszły o prawie 300 proc. Do tego dochodzi coraz wyższa cena za węgiel i brak czarnego surowca.
Zdaniem ekspertów branża ciepłownicza potrzebuje wdrożenia pilnego programu ratunkowego. Bez niej spółki ciepłownicze czeka fala bankructw a ludzi zimno w domach i kranach.