Bytomscy radni za upamiętnieniem ofiar Tragedii Górnośląskiej i Miechowickiej
W 2024 roku Sejmik Województwa Śląskiego ustanowił rok 2025 Rokiem Tragedii Górnośląskiej, a w styczniu 2025 roku Sejm Rzeczypospolitej Polskiej przyjął uchwałę intencyjną upamiętniającą ofiary tych wydarzeń.
Własną uchwałę przyjęła bytomska rada miejska, ogłaszając 2025 "Rokiem Tragedii Górnośląskiej" w Bytomiu. Ponadto, na wniosek prezydenta Bytomia Mariusza Wołosza, radni podjęli decyzję o zmianie nazwy „skweru Ofiar Tragedii Górnośląskiej” na „skwer Ofiar Tragedii Górnośląskiej i Tragedii Miechowickiej”. Uchwała wejdzie w życie po upływie 14 dni od dnia ogłoszenia w Dzienniku Urzędowym Województwa Śląskiego.
Tragedia Miechowicka – zbrodnia zapomniana przez lata
Tragedia Miechowicka to jedno z najbardziej dramatycznych wydarzeń, jakie miało miejsce w trakcie wkroczenia Armii Czerwonej na Śląsk w styczniu 1945 roku. Szacuje się, że z rąk Sowietów w Miechowicach mogło zginąć nawet 380 osób. Przez kilkadziesiąt lat, ze względu na panujący w Polsce ustrój komunistyczny, o zbrodni tej nie wolno było mówić. Dopiero zmiany ustrojowe w naszym kraju sprawiły, że prawda o sowieckiej masakrze ujrzała światło dzienne.
Na szczęście przetrwały wspomnienia osób, które przeżyły koszmar styczniowych dni 1945 roku w Miechowicach. Powrót myślami do tragicznych dni wywoływał ból i cierpienie, a mimo to świadkowie zdarzeń ze szczegółami opowiadali o tym, co przeżyli w trakcie walk o Górny Śląsk i o zbrodniach, które towarzyszyły wkraczającym wojskom sowieckim.

Tragedia Górnośląska – okrutny czas w historii regionu
Górny Śląsk, a zwłaszcza Bytom z uwagi na liczne zakłady przemysłowe stanowił podczas wojny strategiczne ogniwo gospodarki wojennej III Rzeszy. Przy poszczególnych zakładach pracy dla pracowników przymusowych tworzono sieć obozów, w których osadzono jeńców wojennych oraz ludność cywilną, w głównej mierze ze wschodu. Kiedy front, w pierwszych miesiącach 1945 roku zaczął się przesuwać w głąb Rzeszy, przyzakładowe obozy opustoszały. Nie na długo jednak. Stopniowo, gdy na Śląsku władzę zaczęła obejmować administracja sowiecka, obozy ponownie się zapełniły.
Dla władz sowieckich najważniejsza była siła robocza. Nie przejmując się ograniczeniami wiekowymi, nakazywano mężczyznom stawiać w określonych miejscach, skąd mieli być deportowani w głąb ZSRR. Niczym nieświadomi Górnoślązacy, przekonani, że zostali wezwani do prac porządkowych, oczekiwali na transport do pracy w Zagłębiu Donbasu, na Syberii czy Kazachstanie. Ten zorganizowany na masową skalę proceder spowodował, że do pracy przymusowej wywożono zarówno osoby współpracujące podczas wojny z okupantem hitlerowskim, ale także uczestników powstań śląskich, żołnierzy wojska polskiego biorących udział w kampanii wrześniowej w 1939 roku oraz działaczy podziemia antyhitlerowskiego.
Wywózka mężczyzn, a zwłaszcza górników, miała w sobie jeszcze jeden tragiczny wątek, a były nimi społeczne konsekwencje deportacji. Uderzyły one w tradycyjny model śląskiej rodziny, gdzie ojciec pracował, zaś matka zajmowała się domem i wychowaniem dzieci. Deportacje górników w głąb Związku Radzieckiego doprowadziło wiele górniczych rodzin na skraj nędzy. Brak jedynego żywiciela w rodzinie zmuszał kobiety do podejmowania pracy lub starania się o pomoc finansową. Te jednak ze względu na brak środków finansowych nie wszystkim mogły pomóc. Nędza, brak żywności, ciepłej odzieży prowadziła do wzrostu umieralności głównie wśród dzieci.
Aż do 1989 roku temat wywózek nieobecny był w mediach i w opracowaniach naukowych, ale przetrwał w społecznej pamięci. Dopiero upadek systemu komunistycznego umożliwił publiczne wyrażenie krzywdy, jaka spotkała dziesiątki tysięcy Górnoślązaków. Mimo próby ukrycia faktów przez kilkadziesiąt lat, pozostały wspomnienia ludzi, którzy przeżyli koszmar wywózek w 1945 roku.