Wigilijna wieczerza na Śląsku według Remigiusza Rączki
Śląsk ze względu na historyczne perturbacje jest dość rozległą krainą. Obecnie leży na terenie kilku województw w tym m.in. śląskiego, opolskiego i dolnośląskiego. Nic więc dziwnego, że zwyczaje związane ze świętami Bożego Narodzenia w każdym domu są inne.
Jedni nie wyobrażają sobie wigilii bez makówek, a drudzy bez moczki. Która potrawa powinna zatem znaleźć się 24 grudnia na uroczystym stole? Poprawna odpowiedź brzmi: obie - a tak przynajmniej twierdzi Remigiusz Rączka, polski kucharz i restaurator, prowadzący znany program telewizyjny "Rączka gotuje".
Jeśli mówimy o obowiązkowym punkcie każdej wigilii to na pewno są to makówki i moczka. Co ciekawe w Wodzisławiu Śląskim nadal działa piekarnia, która wypieka piernik do moczki w niezmienionej od lat recepturze. Za co firma prowadzona przez 88-letniego wodzisławianina otrzymała Złoty Laur - tłumaczy Remigiusz Rączka.
I na tych słodkościach 24 grudnia należy poprzestać. Teraz czas na konkrety, czyli wytrawne wigilijne specjały śląskiej kuchni. Co ciekawe na wigilijnym stole na Śląsku nie pojawia się barszcz, ani uszka, ani tym bardziej pierogi. To skoro nie ma polskich "klasyków", to które dania królują u Ślązaków?
Wigilijną wieczerzę zaczynamy od zupy. W śląskich domach serwuje się zupę grzybową lub też zupę z głów karpia - klasyczną lub zabielaną. W moich rodzinnych stronach, czyli Wodzisławiu Śląskim podaje się też postną grochową lub fasolową. Natomiast dawniej na stołach pojawiała się też siemieniotka znana również pod nazwą "konopiotka". Zupa z nasion konopnych miała zapobiegać świątecznym niestrawnościom - wymienia śląski restaurator.
Po zupie, jak to zwykle bywa, czas na drugie danie. I na tym polu można puszczać wodze fantazji. Wciąż podawana są: kapusta z kisielem ziemniaczanym (wzbogacana marchewką i czosnkiem, przygotowywana na bazie tartego ziemniaka), zielone śledzie w occie, kulki rybne (rozsławione najbardziej w powiecie wodzisławskim). Fenomenem jest też kompot z bani - dyni, przygotowywany z goździkami i octem.
Oczywiście na stole nie brak też tradycyjnych potraw, takich jak kapusta z grzybami, karp czy kompot z suszu. Obowiązkowym elementem każdego śląskiego stołu, zdaniem Remigiusza Rączki, powinien być opłatek oraz bochenek chleba i sól, która symbolizuje dobrobyt i dostatek.
Polecany artykuł:
Wigilijny zawrót głowy, czyli o śląskich tradycjach słów kilka
Jednak sama wieczerza wigilii i nie czyni. Warto też wspomnieć o śląskich tradycjach i obyczajach. Zacznijmy zatem od początku, czyli od wigilijnego poranka.
Broń Boże, żeby 24 grudnia nie wieszać prania, dawniej uważano, że tego dnia może się w nie zaplątać duch. W wigilię nie wolno było się też kłócić, bo skutkowałoby to zwadami w rodzinie cały rok. Pamiętano też o tym, by kobieta pierwsza tego dnia nie przekraczała progu, bo zwady w rodzinie w trakcie nadchodzącego roku byłyby gwarantowane - nadmienia Rączka.
Co ciekawe na południu regionu przed wigilijną wieczerzą nie tylko łamało się opłatkiem, ale także dzieliło się jabłkiem, które jest symbolem płodności i dostatku. W wielu domach obowiązuje też tradycja niewstawania od stołu wigilijnego zanim wszyscy skończą jeść. Według dawnych wierzeń wróżyło to nagłą śmierć. - W wigilię trzeba było obowiązkowo rano zalać "chroboka", żeby nie gryzł przez cały rok. - dodaje kucharz.
No i oczywiście gyszynki (prezenty) odpakowywało się po kolacji. Natomiast w przeddzień wigilii można było zostawić otwarte okno, przez które "dzieciątko" mogło wejść do śląskiego domu i położyć podarunki pod choinką. Po kolacji oprócz odpakowywania prezentów wspólnie śpiewano kolędy.
Święta u Ślązaków, czyli czas na odpoczynek
W pierwszy dzień na Śląsku się nie gotowało. 25 grudnia był to dzień przeznaczony na odpoczynek. Dzień po wigilii dojadało się resztki i odpoczywało. Dawniej nakazywano też, by tego dnia wstrzymać się od odwiedzin. - Dawniej święta miały inny wymiar, w śląskim domu nie było mowy o marnowaniu jedzenia, wobec tego menu pierwszego dnia świąt nie różniło się od wigilijnego.
Świąteczny rozgardiasz ponownie nastawał drugiego dnia świąt. Wtedy gospodynie przygotowywały na świąteczny obiad, czyli rosół, kluski - białe raz czarne, mięsiwa pieczyste - gęś lub kaczka i klasyczna modra kapusta, która na południu regionu podawana jest z jabłkiem i cebulką. Do kawy podawano kołocz - z serem, jabłkiem lub makiem.
26 grudnia był też idealnym dniem do odwiedzin bliskich i znajomych. Choć, jak nakazywała tradycja, zalotnik musiał odwiedzić swoją libstę (ukochaną) jeszcze w wigilię.
- Kiedyś było tak, że jak chodziło się na zolyty, to chłopak musiał jechać do libsty z prezentami. Dzięki temu mógł wkupić się w "łaski" rodziny, do której w przyszłości zamierzał dołączyć - wspomina Rączka.
Remigiusz Rączka podkreśla, że wraz z upływem lat zauważalny jest zanik tradycji przekazywanych od pokoleń. Dlatego jego zdaniem od święta warto je pielęgnować z należytą starannością.