Stan Kamilka z Częstochowy nie uległ pogorszeniu. Nowe informacje
W Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach trwa walka o zdrowie i życie 8-letniego Kamilka z Częstochowy. Chłopiec trafił tam 3 kwietnia. Miał poparzone 25 procent ciała, w tym głowy, ramion i rąk. Rany zostały spowodowane przez jego ojczyma, 27-letniego Dawida B., który 29 marca oblał go wrzątkiem i rzucił nim na rozgrzany piec. Przez pięć dni chłopiec cierpiał. Dopiero odwiedzający go biologiczny ojciec wezwał pogotowie, które zdecydowało o natychmiastowym przetransportowaniu go śmigłowcem LPR do szpitala. Poza oparzeniami chłopiec miał niezaleczone połamania kości, ślady po przypalaniu papierosami i przemocy. Lekarze GCZD mówili wprost - już dawno nie widzieli dziecka w tak tragicznym stanie.
Walka o życie Kamilka trwa już 18 dni. W piątek, 21 kwietnia GCZD podało nowe informacje na temat stanu zdrowia dziecka. Wiadomo, że w ciągu ponad dwóch tygodni Kamilek przeszedł kilka operacji, w czasie których usuwano tkanki martwicze i przeszczepiano skórę. Chłopiec praktycznie od momentu, kiedy trafił do szpitala, jest utrzymywany w śpiączce farmakologicznej. Jak informują lekarze GCZD, stan chłopczyka przez ostatnie dni nie uległ pogorszeniu.
Chłopczyk jest nadal w ciężkim stanie na oddziale intensywnej terapii. Jest w głębokiej śpiączce, dzięki czemu nie czuje bólu, a jego obrażenia mają szanse szybciej się zagoić. Taka sytuacja potrwa jeszcze dłuższy czas. Póki co nie ma mowy o wybudzaniu chłopca. Jego stan musi się poprawić.
Cztery osoby z zarzutami w sprawie Kamilka z Częstochowy
W sprawie katowania chłopca w zaciszu domowych ścian nadal trwa śledztwo prokuratury w Częstochowie. Pierwsze zarzuty postawiono matce chłopca - Magdalenie B. oraz ojczymowi - Dawidowi B., który był sprawcą wszystkich cierpień chłopca. Jego mamie zarzucono narażanie swego dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia, a także udzielenia pomocnictwa mężowi w znęcaniu się nad chłopcem. Cięższe zarzuty dostał jego ojczym, który odpowie za znęcanie się nad chłopcem i usiłowanie zabójstwa.
W tej sprawie zarzuty usłyszeli również 45-letnia Aneta J. która jest ciocią Kamilka, oraz jego wujek, 61-letni Wojciech J. Będą oni odpowiadać za nieudzielenie pomocy dziecku tym bardziej, że mieszkali z Kamilkiem i jego rodziną pod jednym dachem.
Prokuratura postawiła Anecie J. zarzut o nieudzieleniu pomocy. Podobny zarzut usłyszał jej mąż. - Zarzut dotyczy tego, że nie udzielił pomocy małoletniemu, który znajdował się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w ten sposób, że nie wezwał właściwych służb ratunkowych ani nie zainicjował żadnych innych czynności w celu udzielenia pomocy pokrzywdzonemu - powiedział Piotr Wróblewski z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie cytowany przez TVN 24.
Różnica między państwem J. polega na tym, że ciotka była bezpośrednim świadkiem katorgi Kamila, a Wojciech twierdzi, że niczego nie wiedział. Oboje znajdują się pod policyjnym dozorem. Grożą im 3 lata więzienia.