Trzecia fala koronawirusa na Śląsku bardzo mocno daje się we znaki służbie zdrowia. Zdaniem ratowników medycznych system jest już niewydolny. Karetki jeżdżą do chorych przez 24 godziny na dobę, a potem czekają w kolejkach przed szpitalami, gdzie jest coraz mniej wolnych miejsc. Z czego to wynika? Po pierwsze - coraz więcej osób zakażonych koronawirusem. Po drugie - pacjenci często pozbawieni są kontaktu z lekarzem rodzinnym. Nie wiedzą, co robić, więc wzywają karetkę. Dlatego tych wyjazdów zespołów ratowniczych jest tak dużo.
- Wzrost zakażeń odczuwalny jest bardzo. Od tygodnia system ratownictwa medycznego jest niewydolny. To nie jest tak, że my mówimy tylko, że jest ciężko. To po prostu stało się faktem - mówi w rozmowie z naszym reporterem Piotr Szwedziński ratownik, wiceszef stacji pogotowia ratunkowego w Katowicach.
Karetka robi czasem za przychodnię na kółkach
Ratownicy zwracają uwagę na to, że karetka, która pojedzie już do chorego spędza na interwencji sporo czasu. Potem musimy jechać do szpitala, gdzie jest wolne miejsce. A jest on czasem oddalony nawet o kilkadziesiąt kilometrów.
- W samych Katowicach mamy 16 zespołów ratowniczych, a w całym naszym obszarze działania jest ich 79 zespołów plus 3 utworzone niedawno dodatkowo. To jednak tylko kropla w morzu potrzeb. Problem polega jednak na tym, że wizyty ratowników u pacjentów trwają bardzo długo. Znaczna większość wizyt jest do pacjentów covidowych. Czasami ludzie dzwonią i mówią, że są pozbawieni opieki lekarza rodzinnego i często zespół ratowniczy robi za taką przychodnię na kółkach. Nie wszyscy ci pacjenci w ogóle wymagają transportu do szpitala, natomiast wymagają porady - wyjaśnia nam Piotr Szwedzińsk
Ile czeka się na karetkę w województwie śląskim?
Obecnie pacjent czeka 6-8, a nawet więcej godzin na wizytę karetki. Wizyty często czekają po kilka godzin, bo zespoły nie są w stanie ich realizować.
- Ostatnio jeden z naszych zespołów w ciągu doby zrobił 750 kilometrów. Praktycznie tego zespołu nie ma na rejonie. On utknie z jednym pacjentem, czeka na przyjęcie na oddział covidowy. Dochodzi do tego, że trzeba zaangażować karetkę z innego miasta. Mamy dość duży problem - wyjaśnia Piotr Szwedziński.
- My jako ratownicy jesteśmy bardzo zmęczeni już, ale wiemy, że musimy to przetrwać, bo system jest niewydolny. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek było tak, że pacjent w stanie zagrożenia życia musiał czekać nawet kilka godzin na przyjazd karetki - dodaje ratownik.