Pracownicy Miejskiego Schroniska dla Zwierząt w Tychach kilka dni temu podzielili się niezwykłą historią Miśka. Kilka tygodni temu piesek trafił pod ich opiekę. Został znaleziony przy martwym właścicielu, z którym spędził kilkanaście dni. .
Zabrany na lecznicę, zaopatrzony w leki, przyjechał do nas z głową zwieszoną i smutnymi oczami. Patrząc na niego wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo znaleźć mu dom, gdyż na nasze oko piesek był wiekowy - opowiadają pracownicy schroniska.
Psiak spędził w schronisku kilka dni. Wyglądał na smutnego i zagubionego - do czasu, kiedy pod przytułek podjechał samochód. Wysiadła z niego kobieta, która szybkim krokiem podeszła w stronę drzwi i zawołała: "Czy jest tutaj Misiek?". Pracowników nieco zaskoczył widok nieznajomej; nie wiedzieli też, że smutny psiak z interwencji nazywa się "Misiek". Ale po chwili rozmowy sytuacja zaczęła się rozjaśniać.
Okazało się, że pani Krystyna i jej mąż Arek od lat przyjaźnili się z właścicielem pieska. Był on osobą samotną, dlatego małżeństwo obiecało mu, że jeśli cokolwiek mu się stanie, zaopiekują się pieskiem. "Misiek dla swojego pana był jedyną rodziną, jedyną istotą która trwała przy nim na dobre i złe" - wyjaśniła kobieta pracownikom schroniska.
Nie musiała nic więcej mówić - od razu została zaprowadzona do pieska, który w błysk ją rozpoznał i zaczął energicznie machać ogonem.
Pani Krysia mając łzy w oczach powiedziała „Misiu idziemy do domu”. To był moment, w którym poczuliśmy, że na tym świecie jest dobro i że takie momenty trzeba celebrować, że ludzi takich jak pani Krysia i pan Arkadiusz trzeba zatrzymać w sercach i opowiedzieć o nich. Skromni, nie szukający poklasku, z pięknymi sercami leżącymi na dłoni. Jesteśmy niesamowicie szczęśliwi i dumni, że takie osoby stanęły na naszej drodze, drodze pomocy tym co są zagubieni i bezbronni - mówią pracownicy tyskiego schroniska.